I tego, Wam i sobie życzę w każdym dniu 2013 roku.
"I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały Wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu" Paulo Coelho
niedziela, 30 grudnia 2012
środa, 28 listopada 2012
Próba zmiany.
Ostatnio znowu milczałam, ale nie chciałam narzekać, bo z takiego narzekania i tak nic nie wynika. A moje posty byłyby tylko lawiną użalania się nad sobą i nad światem. Wiem, że tak nie jest i tak nie można, bo donikąd to nie prowadzi, dlatego też sporo nad tym pracowałam.
Obecnie nie jest wesoło, ale staram się w każdej sytuacji znaleźć dobrą stronę. I przyznaję, że nie jest to łatwa praca.
Może taki prozaiczny przykład.
Ostatnio Misiek w późnych godzinach wieczornych "przypadkowo" coś tam wyłamał w mikrofalówce i zamkną ją... a po chwili wywaliło nam korki... Zamiennych w domu już nie miałam... to pozamienialiśmy fazy i udało nam się "przetrwać" z częściowym dostępem do prądu do następnego dnia. Ale wracając do mikrofali, to chyba już nie będzie do uratowania... Rzadko w prawdzie z niej korzystaliśmy, częściej Misiek, ale jednak się przydawała... Staram się myśleć pozytywnie wmawiając sobie, że będę miała więcej miejsca w kuchni... Jakoś mnie to do końca nie przekonuje, ale staram się i to bardzo.
Obecnie nie jest wesoło, ale staram się w każdej sytuacji znaleźć dobrą stronę. I przyznaję, że nie jest to łatwa praca.
Może taki prozaiczny przykład.
Ostatnio Misiek w późnych godzinach wieczornych "przypadkowo" coś tam wyłamał w mikrofalówce i zamkną ją... a po chwili wywaliło nam korki... Zamiennych w domu już nie miałam... to pozamienialiśmy fazy i udało nam się "przetrwać" z częściowym dostępem do prądu do następnego dnia. Ale wracając do mikrofali, to chyba już nie będzie do uratowania... Rzadko w prawdzie z niej korzystaliśmy, częściej Misiek, ale jednak się przydawała... Staram się myśleć pozytywnie wmawiając sobie, że będę miała więcej miejsca w kuchni... Jakoś mnie to do końca nie przekonuje, ale staram się i to bardzo.
Aureliusz
http://www.motywujsie.pl
niedziela, 18 listopada 2012
poniedziałek, 29 października 2012
Najlepszy przykład.
Pewien człowiek spytał kiedyś rabina Dow-Bera z Międzyrzeca:
- Jaki jest najlepszy wzór do naśladowania? Czy będą to pobożni mężczyźni, którzy bez mrugnięcia okiem poświęcają swoje życie Bogu, czy też mędrcy, którzy dążą do zrozumienia woli Wszechmocnego?
Wielki Maggid odrzekł:
- Najlepszym wzorem do naśladowania jest dziecko. Ma ono bowiem cztery przymioty, o których ludzie nigdy nie powinni zapominać. Jest zawsze szczęśliwe bez konkretnej przyczyny. Zawsze jest czymś zajęte. Kiedy czegoś pragnie, domaga się tego stanowczo i w sposób zdecydowany. Wreszcie, bardzo szybko przestaje płakać.
Paulo Coelho
- Jaki jest najlepszy wzór do naśladowania? Czy będą to pobożni mężczyźni, którzy bez mrugnięcia okiem poświęcają swoje życie Bogu, czy też mędrcy, którzy dążą do zrozumienia woli Wszechmocnego?
Wielki Maggid odrzekł:
- Najlepszym wzorem do naśladowania jest dziecko. Ma ono bowiem cztery przymioty, o których ludzie nigdy nie powinni zapominać. Jest zawsze szczęśliwe bez konkretnej przyczyny. Zawsze jest czymś zajęte. Kiedy czegoś pragnie, domaga się tego stanowczo i w sposób zdecydowany. Wreszcie, bardzo szybko przestaje płakać.
Paulo Coelho
poniedziałek, 15 października 2012
Dzisiaj już lepiej.
Wczoraj miałam doła... totalnego doła... Jednak popołudniu przyjaciółka wyciągnęła mnie z domu i chociaż musiałam zmobilizować wszystkie siły, to udało się. I była to najlepsza rzecz jaką mogłam wczoraj zrobić. Nie plotkowałyśmy, nie było spokojnej kawy tylko trochę szalone spotkanie. I tego właśnie było mi trzeba. Problemy w prawdzie nie zniknęły ale ja się znacznie lepiej poczułam. Przynajmniej psychicznie, bo fizycznie byłam bardzo zmęczona.
niedziela, 14 października 2012
Smutno mi...
Nie, nie jest mi tylko smutno... ryczeć mi się chce i ryczę.. Jestem zła i to bardzo zła... Jestem wściekła. Tylko nie wiem na co... Chyba na siebie i swoją bezsilność i bezradność... Moja zaradność już nic nie może...
Prawie tydzień temu zakończyłam prawie trzymiesięczny etap leczenia szpitalnego. Powrót do zdrowia w moim przypadku jest bardzo powolny ale jest szansa. Na dzień dzisiejszy poprawa jest niewielka, ale jednak jest i z tego powinnam się cieszyć... Hmmm jakoś nie umiem... Mam jeszcze ponad miesiąc świadczenia rehabilitacyjnego... Prawdopodobnie będzie dalsze i miałabym szansę skupić się na powrocie do zdrowia... jednak strach i lęk spowodowany poważnymi problemami finansowymi blokuje mi wszystko... Strasznie boję się co będzie... Pomysły i możliwości wyczerpały mi się... Żal mi Miśka... On niczemu nie jest winien...
Prawie tydzień temu zakończyłam prawie trzymiesięczny etap leczenia szpitalnego. Powrót do zdrowia w moim przypadku jest bardzo powolny ale jest szansa. Na dzień dzisiejszy poprawa jest niewielka, ale jednak jest i z tego powinnam się cieszyć... Hmmm jakoś nie umiem... Mam jeszcze ponad miesiąc świadczenia rehabilitacyjnego... Prawdopodobnie będzie dalsze i miałabym szansę skupić się na powrocie do zdrowia... jednak strach i lęk spowodowany poważnymi problemami finansowymi blokuje mi wszystko... Strasznie boję się co będzie... Pomysły i możliwości wyczerpały mi się... Żal mi Miśka... On niczemu nie jest winien...
niedziela, 16 września 2012
Takie tam rozmyślania...
Rozstania, jakie by nie były i czego by nie dotyczyły są trudne. Jednak powroty też nie należą do łatwych. Szczególnie mój powrót do blogowania. Tęskno mi. Tęskno mi za Wami, chociaż czasami staram się cichaczem Was odwiedzać ;-) Tęskno mi za moją pisaniną, ale czasami fizycznie brak mi sił. A czasami mam natłok myśli na przemian z kompletną pustką w głowie, które pisaniu nie sprzyjają.
Kiedyś także myślałam jak większość z Was, że to co mnie nie zabije, to mnie wzmocni... Jednak takie podejście jest tylko do czasu. Każdy z nas ma swoją wytrzymałość, która kiedyś i tak się skończy. Z prawie każdego złego doświadczenia życiowego wychodzimy w jakiś sposób poobijani. Z czasem okazuje się, że jest coraz mniej miejsca do bicia w naszym organizmie. W końcu nadchodzi moment, w którym stajemy przed wyborem, czy przyjąć ten ostatni cios czy resztkami sił spróbować się przed nim obronić...
Podobnie jest z "uszczęśliwianiem świata". Wiele osób wychodzi z założenia, że uszczęśliwiając wszystkich w koło tym samym uszczęśliwiają samych siebie. A tak przecież nie jest, bo dbając o szczęście innych sami nie doświadczamy tego rodzaju emocji. Żyjemy pozorami zapominając o sobie, o własnych potrzebach i przyjemnościach. Odmawiamy sobie wszelkich praw skupiając naszą uwagę i działania na rzecz innych. W powolnym i prawie niewidocznym procesie w efekcie zatracamy siebie...
Kiedyś także myślałam jak większość z Was, że to co mnie nie zabije, to mnie wzmocni... Jednak takie podejście jest tylko do czasu. Każdy z nas ma swoją wytrzymałość, która kiedyś i tak się skończy. Z prawie każdego złego doświadczenia życiowego wychodzimy w jakiś sposób poobijani. Z czasem okazuje się, że jest coraz mniej miejsca do bicia w naszym organizmie. W końcu nadchodzi moment, w którym stajemy przed wyborem, czy przyjąć ten ostatni cios czy resztkami sił spróbować się przed nim obronić...
Podobnie jest z "uszczęśliwianiem świata". Wiele osób wychodzi z założenia, że uszczęśliwiając wszystkich w koło tym samym uszczęśliwiają samych siebie. A tak przecież nie jest, bo dbając o szczęście innych sami nie doświadczamy tego rodzaju emocji. Żyjemy pozorami zapominając o sobie, o własnych potrzebach i przyjemnościach. Odmawiamy sobie wszelkich praw skupiając naszą uwagę i działania na rzecz innych. W powolnym i prawie niewidocznym procesie w efekcie zatracamy siebie...
niedziela, 2 września 2012
Rozsypałam się.
No i rozsypałam się na dobre, a raczej moje zdrowie całkowicie się posypało. Staram się je odzyskać, ale nie jest to takie łatwe jakby mogło się wydawać, tym bardziej, że nie dają mi spokoju i spędzają sen z powiek upadające coraz bardziej moje finanse . Ciekawi mnie i to bardzo, dlaczego osiemdziesiąt procent wynagrodzenia wypłacanego przez zakład pracy tak bardzo różni się od osiemdziesięciu procent wypłacanych przez ZUS. Może jednak lepiej dla mnie jak pozostanę w tej kwestii w błogiej nieświadomości, tym bardziej, że L-4 szpitalne jest jeszcze mniej płacone... Wiem, że przepisów nie zmienię, ale na prawdę trudno jest mi się znaleźć w tej sytuacji i skupić na odzyskiwaniu zdrowia...
No i znowu narzekam, a tak bardzo chciałam tego uniknąć...
No i znowu narzekam, a tak bardzo chciałam tego uniknąć...
poniedziałek, 9 lipca 2012
Krzyki przeszłości.
Chciałabym napisać w końcu coś optymistycznego, ale... I znowu to przeklęte "ale"! Od kilku dni jakoś ciężko mi na serduchu i smutno. W takim nastroju trudno o optymizm. Staram się myśleć pozytywnie, jednak ciągle dochodzi do głosu moja przeszłość wprowadzając mnie w przygnębiający stan. Pojawia się żal za tym co było i czego nie było...
Wiem, że aby ruszyć do przodu należy zostawić za sobą przeszłość. Moja jednak nie chce odejść i dać mi spokoju. Staram się rozliczyć z przeszłością i o niej zapomnieć, ale ona ciągle powraca i krzyczy. Krzyczy głośno zagłuszając dzień dzisiejszy...
Wiem, że aby ruszyć do przodu należy zostawić za sobą przeszłość. Moja jednak nie chce odejść i dać mi spokoju. Staram się rozliczyć z przeszłością i o niej zapomnieć, ale ona ciągle powraca i krzyczy. Krzyczy głośno zagłuszając dzień dzisiejszy...
sobota, 30 czerwca 2012
Jak narkotyk...
Wczoraj byłam w centrum i nie mogłam sobie odmówić aby nie odwiedzić mojej ulubionej księgarni. Uwielbiam klimat wytwarzany przez nowe książki i atmosferę panującą w księgarni. Dostałam tam wyjątkowy zastrzyk energii. Tym bardziej, że powróciłam w te cudowne klimaty po bardzo długiej przerwie. Brakowało mi tego. Oczywiście opuściłam księgarnię z nowymi nabytkami pod pachą. No dobra... w reklamówce.
Muszę się przyznać, że od marca... aż od marca nie przeczytałam właściwie ani jednej książki. A w zasięgu ręki mam ich przecież mnóstwo i to sporo jeszcze nowych czekających na swoją kolej. Okres bez książki dla mnie, pożeracza książek jest nie podobny. No cóż, to co się wydarzyło w moim życiu także nie bardzo pasowało do mnie, a jednak się wydarzyło...
No cóż, przyznaję się bez bicia... jestem uzależniona... uzależniona od książek. "Odwyk", który ostatnio przeszłam chyba także był mi potrzebny, bo "głód" słowa pisanego mam ogromny ;-)
Muszę się przyznać, że od marca... aż od marca nie przeczytałam właściwie ani jednej książki. A w zasięgu ręki mam ich przecież mnóstwo i to sporo jeszcze nowych czekających na swoją kolej. Okres bez książki dla mnie, pożeracza książek jest nie podobny. No cóż, to co się wydarzyło w moim życiu także nie bardzo pasowało do mnie, a jednak się wydarzyło...
No cóż, przyznaję się bez bicia... jestem uzależniona... uzależniona od książek. "Odwyk", który ostatnio przeszłam chyba także był mi potrzebny, bo "głód" słowa pisanego mam ogromny ;-)
wtorek, 19 czerwca 2012
Bieg ślimaka.
Jakoś opornie idzie mi z tym powrotem do blogowania... i nie tylko z nim. Dla mnie, osoby która żyła bardzo intensywnie wszystko to, co się ostatnio dzieje ma spowolnione tempo. To jak bieg ślimaka. Stagnacja, którą z jednej strony trudno mi zaakceptować, ale próbuję się w niej odnaleźć. Z drugiej strony fajna może być bezczynność ;-)
Denerwuje mnie jednak ciągły brak sił na to wszystko, czego chciałabym się podjąć. Począwszy od codziennych czynności po przyszłe życie zawodowe. Tak przyszłe życie zawodowe, bo jeszcze nie pracuję. Póki co staram się przynajmniej w nie których sferach doprowadzić mój organizm do stanu używalności. Bez (w miarę) dobrej kondycji nie mam co myśleć o pracy, bo nie dałabym rady jej podjąć, a tym bardziej dobrze wykonywać. I w ten o to sposób dalej chwieje się i to bardzo, moje poczucie bezpieczeństwa finansowego.
Prawie z każdym dniem jest lepiej. Robię małe, czasami maciupeńkie kroczki, a ja chciałabym... no może nie biec, ale przynajmniej równym krokiem ruszyć do przodu. Jednak nic z tego. Organizm też ma swoje prawa i wierzcie mi, że potrafi się bezwzględnie o nie upomnieć...
Dbamy o samochód i jego przeglądy, bo inaczej nie pojedziemy. Dbamy o mieszkanie i jego remonty, bo brud zaczyna nas denerwować i wkurzać. Dbamy o pracę, bo możemy ją stracić. Wszystko jest ważniejsze od nas i naszego organizmu. Organizm może jeszcze poczekać, przecież daje radę, jakoś daje radę... Jednak do czasu!
niedziela, 27 maja 2012
Jak to jest z tą słynną szklanką...
Szklanka może być do połowy pełna lub do połowy pusta w zależności od tego jak na nią patrzymy. Zależy od tego jak CHCEMY na nią patrzeć. Możemy dostrzec to co już jest lub też skupić swoją uwagę na niedoborze. No cóż, wszystko zależy od nas. Łatwo powiedzieć, no nie? Wiem, że dobrze jest myśleć pozytywnie i skupiać się na tym co już mamy i co jest dobre.
A co na to nasze życie codzienne? Hmmm...
Opuszczamy nasze stanowisko pracy, na którym odwaliliśmy kawał dobrej roboty, jednak zostały nam dwie niezałatwione ważne sprawy. Zostały niezałatwione nie z naszej winy jednak bardzo istotne. I co się dzieje? Wracamy do domu i jakoś nie rozpiera nas duma z faktu, że sporo spraw pchnęliśmy do przodu i mamy kawał dobrej roboty za sobą. Nasze myśli ciągle krążą i skupiają naszą uwagę na sprawach niezałatwionych, niestety...
Nie powodzi nam się zbyt dobrze finansowo i trudno w takiej sytuacji skupiać się na bogactwie, gdy rachunki pozostają niezapłacone. Jednak mamy pieniądze na najbliższy tydzień. Winniśmy być spokojni i cieszyć się chwilą, bo przecież w ciągu tygodnia może wydarzyć się sporo dobrego. A jednak nie potrafimy. Nasza uwaga i myśli biegną do kolejnego tygodnia, na który prawdopodobnie braknie nam pieniędzy, niestety... Ogarnia nas strach, a czasami przerażenie przed brakiem poczucia bezpieczeństwa jakie daje stabilizacja finansowa.
No to jak z tą szklanką faktycznie jest?
Nie przyniesie nam oczekiwanych efektów nasze pozytywne myślenie, jeżeli będziemy je stosować tylko w chwilach kiedy staramy się panować nad naszymi myślami i kierować je na dobre tory, a pozwolimy aby nasze codzienne niekontrolowane myśli i tak samowolnie skupiały się na wszystkich naszych niedoborach. Nasze pozytywne podejście do życia nie może stać w opozycji do naszej codzienności. A raczej odwrotnie. Nie może być sprzeczności.
A co na to nasze życie codzienne? Hmmm...
Opuszczamy nasze stanowisko pracy, na którym odwaliliśmy kawał dobrej roboty, jednak zostały nam dwie niezałatwione ważne sprawy. Zostały niezałatwione nie z naszej winy jednak bardzo istotne. I co się dzieje? Wracamy do domu i jakoś nie rozpiera nas duma z faktu, że sporo spraw pchnęliśmy do przodu i mamy kawał dobrej roboty za sobą. Nasze myśli ciągle krążą i skupiają naszą uwagę na sprawach niezałatwionych, niestety...
Nie powodzi nam się zbyt dobrze finansowo i trudno w takiej sytuacji skupiać się na bogactwie, gdy rachunki pozostają niezapłacone. Jednak mamy pieniądze na najbliższy tydzień. Winniśmy być spokojni i cieszyć się chwilą, bo przecież w ciągu tygodnia może wydarzyć się sporo dobrego. A jednak nie potrafimy. Nasza uwaga i myśli biegną do kolejnego tygodnia, na który prawdopodobnie braknie nam pieniędzy, niestety... Ogarnia nas strach, a czasami przerażenie przed brakiem poczucia bezpieczeństwa jakie daje stabilizacja finansowa.
No to jak z tą szklanką faktycznie jest?
Nie przyniesie nam oczekiwanych efektów nasze pozytywne myślenie, jeżeli będziemy je stosować tylko w chwilach kiedy staramy się panować nad naszymi myślami i kierować je na dobre tory, a pozwolimy aby nasze codzienne niekontrolowane myśli i tak samowolnie skupiały się na wszystkich naszych niedoborach. Nasze pozytywne podejście do życia nie może stać w opozycji do naszej codzienności. A raczej odwrotnie. Nie może być sprzeczności.
wtorek, 22 maja 2012
Chyba już najwyższy czas...
Nie, nie chyba tylko najwyższy czas aby... hmmm... aby co??? Aby posklejać to co jeszcze się da posklejać czy też zacząć na nowo żyć??? Nie wiem czy warto sklejać skorupy, bo i tak nigdy nie będą już takie jak były, a za to widoczne sklejenia będą ciągle przypominać o tym co się wydarzyło. A przecież walnęło wszystko. Dokładnie wszystko. Może jednak na zgliszczach lepiej postawić coś nowego niż starać się odbudować to co było... Hmmm niby zawsze warto próbować... jednak czym człowiek młodszy tym mu łatwiej. Tak mi się przynajmniej wydaje...
No cóż jutro kończę 49 lat i... W tym wieku rozpoczynać prawie wszystko na nowo zaczynając prawie od zera. Nie jestem przekonana. Nie, nie mam nic do wieku, akceptuję go, ale jak na dokonywanie przełomów życiowych to chyba nie najlepszy wiek. A może warto jednak spróbować... W końcu jestem obecnie w takim momencie życia, że właściwie to nie mam nic do stracenia. Może właśnie po to, to wszystko się skumulowało i wydarzyło, aby w końcu w moim życiu nastąpiły te właściwe, dobre dla mnie zmiany. Abym zaczęła żyć tak jak chcę, a nie tak jak muszę albo jak inni tego ode mnie oczekują... Hmmm... tylko jak to zrobić...
Jak widać trochę mi zeszło na znalezieniu się w tym wszystkim co się wydarzyło w moim życiu. Widocznie aż tyle czasu potrzebował mój organizm. Teraz powolutku, małymi kroczkami postaram się iść do przodu. Na początku będą to bardzo malutkie kroczki, bo do pełnej kondycji jeszcze sporo mi brakuje, jednak już czas rozpocząć podróż... Jaka ona będzie, nie wiem. Jednak postaram się aby zależała ode mnie, a nie od innych ludzi lub okoliczności. Zamierzam wziąć życie we własne ręce...
No cóż jutro kończę 49 lat i... W tym wieku rozpoczynać prawie wszystko na nowo zaczynając prawie od zera. Nie jestem przekonana. Nie, nie mam nic do wieku, akceptuję go, ale jak na dokonywanie przełomów życiowych to chyba nie najlepszy wiek. A może warto jednak spróbować... W końcu jestem obecnie w takim momencie życia, że właściwie to nie mam nic do stracenia. Może właśnie po to, to wszystko się skumulowało i wydarzyło, aby w końcu w moim życiu nastąpiły te właściwe, dobre dla mnie zmiany. Abym zaczęła żyć tak jak chcę, a nie tak jak muszę albo jak inni tego ode mnie oczekują... Hmmm... tylko jak to zrobić...
Jak widać trochę mi zeszło na znalezieniu się w tym wszystkim co się wydarzyło w moim życiu. Widocznie aż tyle czasu potrzebował mój organizm. Teraz powolutku, małymi kroczkami postaram się iść do przodu. Na początku będą to bardzo malutkie kroczki, bo do pełnej kondycji jeszcze sporo mi brakuje, jednak już czas rozpocząć podróż... Jaka ona będzie, nie wiem. Jednak postaram się aby zależała ode mnie, a nie od innych ludzi lub okoliczności. Zamierzam wziąć życie we własne ręce...
czwartek, 3 maja 2012
Ile jeszcze...
Od kilku dni zbierałam się do powrotu w wirtualny świat i jakoś zebrać się nie mogłam. Wiem, że zaniedbałam trochę "blogowisko", ale nie bardzo wiedziałam o czym pisać. Teraz też nie bardzo wiem, ale mam zamiar się postarać, bo brakuje mi tej mojej pisaniny i Was.
Loguje się dzisiaj do bloga, a tu zmiany. Jak widać trzeba trzymać rękę na pulsie ;-)
Fizycznie czuję się lepiej, bo pewne dolegliwości powoli ustąpiły ale niestety nie wszystkie i do doskonałości jeszcze mi daleko. Natomiast dusza nadal choruje i znacznie trudniej wraca do zdrowia. Cały organizm jest spokojniejszy, ale za to bardzo zmęczony... Wiem, czas się pozbierać i staram się, ale jakoś mi to nie wychodzi tak jak bym tego chciała. Większość kończy się na chceniu, bo sił brak. Może potrzeba mi jeszcze czasu... Tylko ile...
Loguje się dzisiaj do bloga, a tu zmiany. Jak widać trzeba trzymać rękę na pulsie ;-)
Fizycznie czuję się lepiej, bo pewne dolegliwości powoli ustąpiły ale niestety nie wszystkie i do doskonałości jeszcze mi daleko. Natomiast dusza nadal choruje i znacznie trudniej wraca do zdrowia. Cały organizm jest spokojniejszy, ale za to bardzo zmęczony... Wiem, czas się pozbierać i staram się, ale jakoś mi to nie wychodzi tak jak bym tego chciała. Większość kończy się na chceniu, bo sił brak. Może potrzeba mi jeszcze czasu... Tylko ile...
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Kokon.
Ostatnio trochę się odizolowałam. Chciałam odizolować się od wszystkiego, ale tak niestety się nie da.
Utworzyłam wokół siebie jakiś niewidzialny kokon, który miał mnie chronić od wszystkiego tego, czego tylko się da. Miał mnie bronić przed naruszeniem spokoju, które próbowałam sobie w nim stworzyć.
Wystarczający jest mój wewnętrzny niepokój, sterach i lęk...
Utworzyłam wokół siebie jakiś niewidzialny kokon, który miał mnie chronić od wszystkiego tego, czego tylko się da. Miał mnie bronić przed naruszeniem spokoju, które próbowałam sobie w nim stworzyć.
Wystarczający jest mój wewnętrzny niepokój, sterach i lęk...
wtorek, 17 kwietnia 2012
Bałagan i zaległości.
Ostatnie dni nie należały do najlepszych. Dzisiaj jest troszeczkę lepiej, to może uda mi się nadrobić chociaż troszkę blogowych, i nie tylko blogowych zaległości. Nie wiem jaki będzie tego efekt, bo od rana mój blog na Onet-cie nie istnieje, a jednak go nie likwidowałam... Także nie wiem czy Wasze blogi faktycznie nie istnieją już, czy to też ciąg dalszy awarii. W końcu tylko parę dni mnie tutaj nie było, a zmiany przeogromne. Jak zauważyłam większość z Was także poprzenosiła się na inne portale i nie wiem czy to rodzaj chwilowej ucieczki, czy też stałe przeprowadzki. Czas pokaże. Jednak wszystkich Was spróbuje odnaleźć chociaż w linkach mam straszny bałagan. Nie nadążam za zmianami, ale jakby co... to proszę o nowe adresy.
niedziela, 15 kwietnia 2012
środa, 11 kwietnia 2012
Spokój wyparty...
W okresie świąt starałam się nie myśleć o szarej codzienności. Odsuwałam ją od siebie jak najdalej. Starałam się odpocząć, w miarę zregenerować siły i robić to co lubię. Nie do końca mi się to udało, ale byłam zachwycona spokojem, który mnie otaczał i starałam się nim rozkoszować. Nie udało mi się go zatrzymać...
Dzisiaj do odmiany cały dzień niestety jestem przepełniona lękiem. Lękiem o jutro. Staram się myśleć pozytywnie, ale myśli, które kotłują mi się w głowie wypierają te pozytywne i odbierają jakże niedawny spokój...
Dzisiaj do odmiany cały dzień niestety jestem przepełniona lękiem. Lękiem o jutro. Staram się myśleć pozytywnie, ale myśli, które kotłują mi się w głowie wypierają te pozytywne i odbierają jakże niedawny spokój...
poniedziałek, 9 kwietnia 2012
Koniec laby.
Każde święta są inne. Inne na swój niepowtarzalny sposób. Staram sobie przypomnieć czy któreś z przeszłości były podobne do tegorocznych. Hmmm, nie. Nie były, bo nigdy nie byłam w podobnej sytuacji jak obecnie.
W tym roku nie było tego przedświątecznego wyczekiwania i ferworu przygotowań. Wszystko było inne. Same święta także. Pomijając już fakt, że sama wyglądałam jak pisanka ;-) Dobrze, że Misiek nie miał ochoty wyskrobać ozdobnych wzorków ;-)
W tym roku przez dwa dni leniłam się i chłonęłam spokój. Dosłownie. I tego właśnie było mi potrzeba. Szkoda tylko, że to co dobre tak szybko się mija...
W tym roku nie było tego przedświątecznego wyczekiwania i ferworu przygotowań. Wszystko było inne. Same święta także. Pomijając już fakt, że sama wyglądałam jak pisanka ;-) Dobrze, że Misiek nie miał ochoty wyskrobać ozdobnych wzorków ;-)
W tym roku przez dwa dni leniłam się i chłonęłam spokój. Dosłownie. I tego właśnie było mi potrzeba. Szkoda tylko, że to co dobre tak szybko się mija...
sobota, 7 kwietnia 2012
No to robię za pisankę ;-)
- Misiek pofarbujesz jajka?
- A Ty nie możesz?
- Hmmm, no mogę, czemu nie.
I to był mój błąd... Niewłaściwa decyzja, w niewłaściwym czasie...
No to zabrałam się za farbowanie jajeczek. A co mi tam. Pełne przygotowanie było. Asekuracja przed ewentualnym zabrudzeniem zapewniona... oczywiście do czasu...
Chwila nieuwagi i...
Cholera, cała kuchnia w kolorze blue...
I ja także...
Nigdy w życiu bym nie przypuszczałam jak ogromną pojemność ma połowa szklanki zapełniona barwnikiem... Wystarczyło kolorowego preparatu na większą część kuchni i na mnie...
No to teraz robię za pisankę ;-)))
Może ktoś reflektuje ;-)))
Zawsze mogę dodać barwników, będzie bardziej kolorowo ;-)))
- A Ty nie możesz?
- Hmmm, no mogę, czemu nie.
I to był mój błąd... Niewłaściwa decyzja, w niewłaściwym czasie...
No to zabrałam się za farbowanie jajeczek. A co mi tam. Pełne przygotowanie było. Asekuracja przed ewentualnym zabrudzeniem zapewniona... oczywiście do czasu...
Chwila nieuwagi i...
Cholera, cała kuchnia w kolorze blue...
I ja także...
Nigdy w życiu bym nie przypuszczałam jak ogromną pojemność ma połowa szklanki zapełniona barwnikiem... Wystarczyło kolorowego preparatu na większą część kuchni i na mnie...
No to teraz robię za pisankę ;-)))
Może ktoś reflektuje ;-)))
Zawsze mogę dodać barwników, będzie bardziej kolorowo ;-)))
piątek, 6 kwietnia 2012
Każdy ma inną.
"Odporność psychiczna
oznacza zdolność do ponownego zebrania sił
i odzyskania równowagi
pomimo niesprzyjających okoliczności,
niepowodzeń, zmartwień i chorób".
Micheline Rampe
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Zamiast pomocy...
Nie zarabiam godziwie i chyba nigdy tak nie zarabiałam... Jednak ostatnio w ogóle nie zarabiam, bo straciłam pracę. Do tego zdrowie mi się posypało w drobny mak, a w konsekwencji i finanse...
Nie mając wyboru ze względu na sytuację, w której się znalazłam przełamałam wszelkie opory i poprosiłam o pomoc. Także tę finansową...
Zamiast pomocy i wsparcia, na które bardzo liczyłam... oberwałam. Cięgi i razy były bardzo bolesne, tym bardziej, że od bardzo bliskiej osoby...
Nie mając wyboru ze względu na sytuację, w której się znalazłam przełamałam wszelkie opory i poprosiłam o pomoc. Także tę finansową...
Zamiast pomocy i wsparcia, na które bardzo liczyłam... oberwałam. Cięgi i razy były bardzo bolesne, tym bardziej, że od bardzo bliskiej osoby...
niedziela, 1 kwietnia 2012
piątek, 30 marca 2012
Nooo i...
Będę musiała znowu poradzić sobie sama.
Tylko jak?
Nie mam pojęcia.
Ciekawe czy znajdę jakieś wyjście?
Sensowne wyjście.
W ogóle takie jest?
wtorek, 27 marca 2012
Zrobiłam to.
No i zrobiłam to. Napisałam sms-a do brata, że nie daję rady, że potrzebuję jego pomocy i jego pieniędzy. Nawet nie podejrzewałam, że jestem w stanie to zrobić. W ogóle to do mnie nie podobne, a szczególnie po naszych ostatnich rozmowach, które to nie należały ani do łatwych, ani do przyjemnych... Musiałam się przełamać. Nie było mi łatwo. Nie mając wyjścia musiałam to zrobić i zrobiłam to. Poprosiłam o pomoc.
Nie wiem, co zrobi z tą informacją, ale nie będzie mógł powiedzieć, że nie wiedział co się u mnie dzieje. Chociaż na dobrą sprawę to chyba wie, bo przecież czytuje mojego bloga...
Nie wiem, co zrobi z tą informacją, ale nie będzie mógł powiedzieć, że nie wiedział co się u mnie dzieje. Chociaż na dobrą sprawę to chyba wie, bo przecież czytuje mojego bloga...
poniedziałek, 26 marca 2012
Porządki w domu i zarazem w życiu...
Już w pierwszym poście tego blogu pisałam, że "nawet największy bałagan da się posprzątać". Hmmm, ciekawe czy ten życiowy także...
Z tego co wyczytałam w poradnikach, wszelkie zmiany jakie wprowadzamy do naszego życia zachodzą równocześnie na wielu płaszczyznach. Porządkując swoje najbliższe otoczenie, porządkujemy także nieświadomie własne życie. No to jest nadzieja, że i ten życiowy bałagan da się posprzątać.
Sprzęty i rzeczy, którymi się otaczamy winny mieścić się przynajmniej w jednej z trzech kategorii:
Całej reszty, która nie mieści się w powyższych kategoriach winniśmy się pozbyć, bo jedynie zagraca naszą przestrzeń i hamuje przepływ dobrej energii.
Poza tym dobrze także jest zrobić wolną przestrzeń na coś nowego. Tą przestrzenią może być jedna pusta półka w szafie czy jedna pusta szuflada.
Z tego co wyczytałam w poradnikach, wszelkie zmiany jakie wprowadzamy do naszego życia zachodzą równocześnie na wielu płaszczyznach. Porządkując swoje najbliższe otoczenie, porządkujemy także nieświadomie własne życie. No to jest nadzieja, że i ten życiowy bałagan da się posprzątać.
Sprzęty i rzeczy, którymi się otaczamy winny mieścić się przynajmniej w jednej z trzech kategorii:
- rzeczy pięknych i lubianych
- rzeczy potrzebnych i niezbędnych
- oraz pamiątek z dobrą energią.
Całej reszty, która nie mieści się w powyższych kategoriach winniśmy się pozbyć, bo jedynie zagraca naszą przestrzeń i hamuje przepływ dobrej energii.
Poza tym dobrze także jest zrobić wolną przestrzeń na coś nowego. Tą przestrzenią może być jedna pusta półka w szafie czy jedna pusta szuflada.
niedziela, 25 marca 2012
Mam zabrać się za siebie od środka.
"Mam zabrać się za siebie od środka", takie ostatnio dostałam zalecenie od blogerki, aby w końcu dokonać pozytywnych zmian w otaczającym mnie bezpośrednio świecie czyli moim życiu. Wytycznych i szczegółowych zaleceń jak tego dokonać jednak mi nie podała. Jedynie zasugerowała, że czas już aby zmienić myślenie na pozytywne. Hmmm, staram się być optymistką, ale łatwo powiedzieć, a znacznie trudniej zrobić. Nie da się myśleć świadomie o bogactwie, gdy brakuje pieniędzy na codzienne życie. Myśli i tak samoistnie uciekają do codziennych i niezaspokojonych potrzeb...
W ten sposób pozytywnych zmian się nie da wprowadzić do życia, bo myślenie i rzeczywistość stoją do siebie w sprzeczności i korzyści nie maja prawa przynieść. Bez sensu...
Coś jednak muszę, nie nie muszę, ale chcę zrobić...
W końcu nie mam nic do stracenia...
Już mi coś chodzi po głowie... ;-)
W ten sposób pozytywnych zmian się nie da wprowadzić do życia, bo myślenie i rzeczywistość stoją do siebie w sprzeczności i korzyści nie maja prawa przynieść. Bez sensu...
Coś jednak muszę, nie nie muszę, ale chcę zrobić...
W końcu nie mam nic do stracenia...
Już mi coś chodzi po głowie... ;-)
czwartek, 22 marca 2012
Ironia losu.
Fajnie! Zajefajnie!!! Dostałam wezwanie do zapłaty! Wiem, że jak się z czegoś korzysta, to trzeba za to płacić. Doskonale wiem. Jednak jak się zarabia tylko na opłaty, to przecież trzeba z czegoś żyć. A jak się próbuje żyć, to nie w pełni reguluje się zobowiązania. Zamknięte koło. Szlag człowieka może trafić od tego główkowania jak powiązać koniec z końcem... jak sznurka brakuje.
I co mam teraz zrobić???
Podobno pieniądze leżą na ulicy i wystarczy się po nie schylić... haaa haaa haaa No tak, tylko trzeba je dojrzeć, a okulary przecież czasami zachodzą parą. A poza tym, jak z moim chorym kręgosłupem się schylę, to mogę już nie wstać z tymi pieniędzmi. Ironia... ironia losu.
I dobry nastrój prysł jak mydlana bańka...
I co mam teraz zrobić???
Podobno pieniądze leżą na ulicy i wystarczy się po nie schylić... haaa haaa haaa No tak, tylko trzeba je dojrzeć, a okulary przecież czasami zachodzą parą. A poza tym, jak z moim chorym kręgosłupem się schylę, to mogę już nie wstać z tymi pieniędzmi. Ironia... ironia losu.
I dobry nastrój prysł jak mydlana bańka...
środa, 21 marca 2012
Zdrowie jednak najważniejsze.
W pracy nie są zadowoleni, że się rozchorowałam i jestem na zwolnieniu lekarskim. Nawet na wypowiedzeniu im to przeszkadza...
Ile to razy chora chodziłam do pracy. Ile to razy niewyleczona wracałam na swoje stanowisko. A ile razy urlop zamiast na wypoczynek poświęcałam na chorowanie, aby tylko nie brać zwolnienia lekarskiego. I co? Ehhh
Dostając wypowiedzenie miałam szczere chęci przepracować cały czas, aż do samego końca. Starałam się... Organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa, to wspomagałam go tabletkami i dalej do roboty... aż padłam.
W obecnej sytuacji zdrowie jest dla mnie ważniejsze, niż praca na wypowiedzeniu. A może w końcu zrozumiałam, że zdrowie jednak jest najważniejsze...
Ile to razy chora chodziłam do pracy. Ile to razy niewyleczona wracałam na swoje stanowisko. A ile razy urlop zamiast na wypoczynek poświęcałam na chorowanie, aby tylko nie brać zwolnienia lekarskiego. I co? Ehhh
Dostając wypowiedzenie miałam szczere chęci przepracować cały czas, aż do samego końca. Starałam się... Organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa, to wspomagałam go tabletkami i dalej do roboty... aż padłam.
W obecnej sytuacji zdrowie jest dla mnie ważniejsze, niż praca na wypowiedzeniu. A może w końcu zrozumiałam, że zdrowie jednak jest najważniejsze...
wtorek, 20 marca 2012
Może zaświeci i dla mnie...
No to całkiem nieźle namieszało się w moim życiu. I to nie pierwszy raz, jednak miałam nadzieję, że pod tym względem wszystkie limity już wyczerpałam. Myliłam się.
A może... a może tym razem to zamieszanie przed jakimś generalnym przemeblowaniem w moim życiu. Wszystko na to wskazuje... Jedynie pozostaje mi nadzieja, że zmiany pójdą w dobrym kierunku i dla mojego dobra. W końcu święty czas aby słoneczko zaczęło także dla mnie świecić.
A może... a może tym razem to zamieszanie przed jakimś generalnym przemeblowaniem w moim życiu. Wszystko na to wskazuje... Jedynie pozostaje mi nadzieja, że zmiany pójdą w dobrym kierunku i dla mojego dobra. W końcu święty czas aby słoneczko zaczęło także dla mnie świecić.
poniedziałek, 19 marca 2012
Wybór dokonany.
Ostatecznie postawiłam na zdrowie, a raczej na powrót do zdrowia. Na dzień dzisiejszy była to jedyna słuszna decyzja.
PS
Aniutka... dziękuję ;-)
niedziela, 18 marca 2012
Decyzja podjęta!
Pisząc posta na moim drugim blogu w końcu nazwałam moją obecną sytuację po imieniu. Przyznaję, nie łatwo mi się pisało notkę, ale za to w dosyć prosty sposób uzyskałam odpowiedź na nurtujące mnie pytania w sprawie podjęcia decyzji. Decyzji co dalej z najbliższą moją przyszłością, która będzie miała ogromny wpływ na tę dalszą i nasze codzienne życie...
Odpowiedź okazała się bardzo prosta. Muszę zająć się własnym organizmem, bo bez niego może nie być żadnej przyszłości...
Odpowiedź okazała się bardzo prosta. Muszę zająć się własnym organizmem, bo bez niego może nie być żadnej przyszłości...
sobota, 17 marca 2012
Dalej stoję na rozdrożu.
Dalej nic nie wiem. Dalej mam zamęt w głowie. Dalej nie wiem co robić i jaką decyzję podjąć. Jaką bym decyzję nie podjęła, to będzie ona miała i tak swoje konsekwencje. I to konsekwencje długofalowe i bardzo znaczące dla mojego życia...
Czas ucieka, a ja dalej stoję na rozdrożu i nie wiem w jakim kierunku pójść, którą z dróg wybrać. Obie drogi są tak różne i odmienne, że konsekwencje w przypadku każdej z nich są trudne do przewidzenia...
Czas ucieka, a ja dalej stoję na rozdrożu i nie wiem w jakim kierunku pójść, którą z dróg wybrać. Obie drogi są tak różne i odmienne, że konsekwencje w przypadku każdej z nich są trudne do przewidzenia...
piątek, 16 marca 2012
Jeden telefon i zamęt w głowie...
Wydawało mi się, że już podjęłam decyzję..
Biłam się dosyć długo z myślami, analizowałam wszystkie za i przeciw i w końcu podjęłam decyzję. Nie było łatwo, ale podjęłam. Tak mi się przynajmniej wydawało...
Dzisiaj telefon... i powróciły wątpliwości. W mojej głowie powstał chaos... Jeden wielki zamęt... Nie wiem co robić...
W sumie mam czas na podjęcie właściwej decyzji do niedzieli. Do niedzieli wieczora.
Ale jak rozpoznać tę właściwą decyzję? Co będzie dla mnie lepsze?
Tyle pytań, a odpowiedzi brak...
Biłam się dosyć długo z myślami, analizowałam wszystkie za i przeciw i w końcu podjęłam decyzję. Nie było łatwo, ale podjęłam. Tak mi się przynajmniej wydawało...
Dzisiaj telefon... i powróciły wątpliwości. W mojej głowie powstał chaos... Jeden wielki zamęt... Nie wiem co robić...
W sumie mam czas na podjęcie właściwej decyzji do niedzieli. Do niedzieli wieczora.
Ale jak rozpoznać tę właściwą decyzję? Co będzie dla mnie lepsze?
Tyle pytań, a odpowiedzi brak...
czwartek, 15 marca 2012
Ufff
Przynajmniej w jednej sprawie sytuacja chwilowo załagodzona...
Dobre i to... na początek ;-)
Mam nadzieję, że to początek...
niedziela, 11 marca 2012
No to się zbuntowałam... ;-)
Miałam nie narzekać, ale nic z tego.
Muszę sobie pomarudzić. Może mi ulży.
Staram się i staram posklejać to moje potrzaskane życie. I co? I nic mi nie wychodzi. No dobra, jestem niesprawiedliwa, bo jakieś tam i to nieliczne drobiazgi jakoś się tam układają. Ale sprawy dużego kalibru... szkoda gadać... Nie dość, że nie mają ochoty się odpowiednio poskładać, to jeszcze ciągle coś dodatkowo pęka i strzela...
Nie mam niestety tej siły, co ten tulipan z poprzedniego mojego postu. A może on nie miał aż tyle siły, tylko znalazł szczelinkę, właściwą szczelinkę... Moje życie jest całe popękane i szczelin ma od groma, ale jakoś tej właściwej szczelinki znaleźć nie potrafię.
Mam już tego wszystkiego dosyć. Chcę zmian, zmian na lepsze i to nie za dziesięć czy piętnaście lat, ale już teraz, zaraz. Już stanowczo za długo czekam i czekam. Ileż można??? Chcę teraz! Chcę zaraz! Już!
Muszę sobie pomarudzić. Może mi ulży.
Staram się i staram posklejać to moje potrzaskane życie. I co? I nic mi nie wychodzi. No dobra, jestem niesprawiedliwa, bo jakieś tam i to nieliczne drobiazgi jakoś się tam układają. Ale sprawy dużego kalibru... szkoda gadać... Nie dość, że nie mają ochoty się odpowiednio poskładać, to jeszcze ciągle coś dodatkowo pęka i strzela...
Nie mam niestety tej siły, co ten tulipan z poprzedniego mojego postu. A może on nie miał aż tyle siły, tylko znalazł szczelinkę, właściwą szczelinkę... Moje życie jest całe popękane i szczelin ma od groma, ale jakoś tej właściwej szczelinki znaleźć nie potrafię.
Mam już tego wszystkiego dosyć. Chcę zmian, zmian na lepsze i to nie za dziesięć czy piętnaście lat, ale już teraz, zaraz. Już stanowczo za długo czekam i czekam. Ileż można??? Chcę teraz! Chcę zaraz! Już!
piątek, 9 marca 2012
środa, 7 marca 2012
Qrde, czy wszystko trzeba egzekwować???
Nie wiem czy tylko ja tak mam czy Wy także, ale jak coś działa i funkcjonuje normalnie i prawidłowo w naszym kraju, to zaczyna wywoływać u mnie zdziwienie. Nie dziwią mnie już anomalia, ale nieliczne prawidłowości.
Wczoraj prawie cały dzień przesiedziałam w domu. Późnym popołudniem wybrałam się do pobliskiego sklepu i po drodze, zajrzałam do skrzynki pocztowej. A tam, oprócz zwykłej korespondencji znalazłam także awizo na dwa listy polecone. Wyobrażacie sobie, jak baaardzo się ucieszyłam, że będę musiała zabrać swoje cztery litery i pofatygować się na pocztę i tam odstać w godzinnej kolejce... Tak przecież być nie może, tym bardziej że to nie pierwszy raz się zdarza. Ktoś przecież pobiera wynagrodzenie za wykonanie obowiązków do niego należących.
Zrobiłam zakupy, wróciłam do domu i złapałam za telefon. Sprawdziłam, czy przypadkiem w ostatnim czasie poczta nie zmieniła własnych przepisów i postanowiłam interweniować. Namierzenie poczty, z której "wychodzą" listonosze, jak się okazało nie było takie łatwe. Jednak udało się. Naczelnik zobowiązał się, że listonosz podejdzie na pocztę, w której zostawił moją korespondencję poleconą i przyniesie mi ją do domu. Zobaczymy. Już widzę "radość" listonosza, ale to nie ja przecież olałam własne obowiązki.
Wczoraj prawie cały dzień przesiedziałam w domu. Późnym popołudniem wybrałam się do pobliskiego sklepu i po drodze, zajrzałam do skrzynki pocztowej. A tam, oprócz zwykłej korespondencji znalazłam także awizo na dwa listy polecone. Wyobrażacie sobie, jak baaardzo się ucieszyłam, że będę musiała zabrać swoje cztery litery i pofatygować się na pocztę i tam odstać w godzinnej kolejce... Tak przecież być nie może, tym bardziej że to nie pierwszy raz się zdarza. Ktoś przecież pobiera wynagrodzenie za wykonanie obowiązków do niego należących.
Zrobiłam zakupy, wróciłam do domu i złapałam za telefon. Sprawdziłam, czy przypadkiem w ostatnim czasie poczta nie zmieniła własnych przepisów i postanowiłam interweniować. Namierzenie poczty, z której "wychodzą" listonosze, jak się okazało nie było takie łatwe. Jednak udało się. Naczelnik zobowiązał się, że listonosz podejdzie na pocztę, w której zostawił moją korespondencję poleconą i przyniesie mi ją do domu. Zobaczymy. Już widzę "radość" listonosza, ale to nie ja przecież olałam własne obowiązki.
wtorek, 6 marca 2012
Wyrzuty sumienia.
No i jestem na zwolnieniu lekarskim. Wiem, że to była konieczność, bo już nie dawałam rady, a i tabletki niewiele pomagały. Krótko mówiąc, nie miałam już innego wyboru. Nie jestem zadowolona, bo znowu mocno zostanie uszczuplone moje wynagrodzenie, a i tak budżet domowy już mocno nadszarpnęłam wykupując lekarstwa. Niestety nie wystarczy ich na długo. Oczywiście lekarstw, chociaż pieniędzy też. Koniecznym będzie dokonanie kolejnego podobnego zakupu jeszcze w tym miesiącu...
Mimo tego, że doskonale wiem, że moje zwolnienie lekarskie jest koniecznością, to mimo tego mam wyrzuty sumienia. No mam je i nie mogę się ich pozbyć. Wiem, że mój stan zdrowia nie pozwala mi w obecnej chwili na pracę zawodową, ale... I znowu to przeklęte "ale" nie dające mi prawa do chorowania. Nie wiem, czy na takie moje myślenie wpłynęła istniejąca od lat w naszym kraju beznadziejna sytuacja na rynku pracy, czy wywołana nią wśród ludzi psychoza utraty pracy. Jak widać, chyba też mi się to udzieliło, bo odmawiam sobie przysługującego mi prawa do leczenia i dbania o własne zdrowie. Gdy do tego dochodzi zwolnienie lekarskie... dopadają mnie wyrzuty sumienia... Nie tak powinno być.
Mimo tego, że doskonale wiem, że moje zwolnienie lekarskie jest koniecznością, to mimo tego mam wyrzuty sumienia. No mam je i nie mogę się ich pozbyć. Wiem, że mój stan zdrowia nie pozwala mi w obecnej chwili na pracę zawodową, ale... I znowu to przeklęte "ale" nie dające mi prawa do chorowania. Nie wiem, czy na takie moje myślenie wpłynęła istniejąca od lat w naszym kraju beznadziejna sytuacja na rynku pracy, czy wywołana nią wśród ludzi psychoza utraty pracy. Jak widać, chyba też mi się to udzieliło, bo odmawiam sobie przysługującego mi prawa do leczenia i dbania o własne zdrowie. Gdy do tego dochodzi zwolnienie lekarskie... dopadają mnie wyrzuty sumienia... Nie tak powinno być.
poniedziałek, 5 marca 2012
Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
W środę jak zadzwoniłam do przychodni okazało się, że nie ma już miejsc do lekarki, która obecnie zastępuje moją wybraną lekarkę od lat. Do innego nieznanego lekarza nie chciałam iść, bo wiem czym się takie wizyty kończą. Ostatni dowód miałam w grudniu ub roku. W czwartek, przyznaję się, nie próbowałam dostać się do lekarza, bo i tak nie miałabym kiedy podejść. Za to w piątek straciłam dwie godziny wisząc na telefonie i... do lekarza się nie dostałam.
Zawzięłam się i... dzisiaj skoro świt wstałam i stanęłam w kolejce do rejestracji nie mając innego wyjścia. Miałam być trzecia w kolejce do pani doktor, a weszłam do niej jako... ósma czy dziesiąta. W pewnym momencie przestałam liczyć, a zaczęłam spoglądać na zegarek obserwując upływający z każdą minutą czas. Nawet nie chce mi się pisać ile czasu straciłam w przychodni. Ale moje trzecie podejście w końcu zakończyło się sukcesem i moją bytnością w gabinecie lekarskim. Wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale czy do tego musimy dochodzić po wertepach służby zdrowia? To jednak już zupełnie inny temat.
Zawzięłam się i... dzisiaj skoro świt wstałam i stanęłam w kolejce do rejestracji nie mając innego wyjścia. Miałam być trzecia w kolejce do pani doktor, a weszłam do niej jako... ósma czy dziesiąta. W pewnym momencie przestałam liczyć, a zaczęłam spoglądać na zegarek obserwując upływający z każdą minutą czas. Nawet nie chce mi się pisać ile czasu straciłam w przychodni. Ale moje trzecie podejście w końcu zakończyło się sukcesem i moją bytnością w gabinecie lekarskim. Wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale czy do tego musimy dochodzić po wertepach służby zdrowia? To jednak już zupełnie inny temat.
niedziela, 4 marca 2012
Jak w krzywym zwierciadle.
Wczoraj nie mogłam bardzo długo zasnąć. A dzisiaj? A dzisiaj do odmiany już po godzinie szóstej Morfeusz mnie opuścił. I jak człowiek ma funkcjonować normalnie z takimi niedoborami snu? No jak? Nie da się, bo i spojrzenie na rzeczywistość też się od razu zmienia i zaczyna ona wyglądać jak w krzywym zwierciadle. Wiem, że codzienność nie musi odbijać się w krzywym lustrze, aby być zdeformowana i pokrzywiona, ale jednak dobrze mieć jasne spojrzenie.
sobota, 3 marca 2012
Początek drogi.
Od jakiegoś czasu jestem znowu na początku drogi i nie wiem w jakim kierunku wykonać pierwszy krok. Tkwię w zawieszeniu. Nie wiem czym wypełnić przestrzeń, która nagle i niespodziewanie pojawiła się przede mną. Staram się wierzyć, że wszystko będzie dobrze i tym razem wybiorę właściwy kierunek, jednak rzeczywistość temu przeczy na każdym kroku...
niedziela, 26 lutego 2012
Zamknięte koło.
Od piątku przyczepiła się do mnie znowu migrena i z każdym dniem przybiera na sile. Nafaszerowałam się tabletkami i czekam. Czekam na to, co będzie dalej.
Ostatnio zbyt często sobie o mnie przypomina i nawiedza z różnym natężeniem bólu. Cóż się dziwić. Przyczyn migrenowych jest bardzo wiele. A przecież każdy stan chorobowy w naszym organizmie jest odzwierciedleniem tego, co się w naszym życiu aktualnie dzieje.
W moim przypadku jest to nadmierna ilość stresu ostatnio wręcz trudna do wytrzymania oraz niemożność skorzystania z rehabilitacji, która mogłaby mi przynieść ulgę nie tylko w bólach migrenowych. Na służbę zdrowia nie mam co liczyć, a na prywatne zabiegi mnie nie stać. Stresu dodaje mi nasze kochane prawo, które w naszym kraju nie jest w ogóle przestrzegane.
No i koło się zamyka.
Ostatnio zbyt często sobie o mnie przypomina i nawiedza z różnym natężeniem bólu. Cóż się dziwić. Przyczyn migrenowych jest bardzo wiele. A przecież każdy stan chorobowy w naszym organizmie jest odzwierciedleniem tego, co się w naszym życiu aktualnie dzieje.
W moim przypadku jest to nadmierna ilość stresu ostatnio wręcz trudna do wytrzymania oraz niemożność skorzystania z rehabilitacji, która mogłaby mi przynieść ulgę nie tylko w bólach migrenowych. Na służbę zdrowia nie mam co liczyć, a na prywatne zabiegi mnie nie stać. Stresu dodaje mi nasze kochane prawo, które w naszym kraju nie jest w ogóle przestrzegane.
No i koło się zamyka.
piątek, 24 lutego 2012
Marzenia a rzeczywistość.
Dobrze, że dzisiaj już w końcu piątek i dwa dni wolnego przede mną. Kolejny ciężki tydzień za mną. Wracam do domu i padam. Coraz bardziej się skłaniam do teorii o pracy czerech dni w tygodniu ;-) Pomarzyć przecież zawsze sobie można, no nie ;-) Za to do odmiany rzeczywistość jest dobijająca z projektem wydłużenia lat pracy. Mam wyobraźnię i to całkiem dobrze rozwiniętą, ale takiego projektu jakoś nie daje rady objąć. To co wytwarza moja wyobraźnia przypomina raczej komiczny film z serii czarnego humoru, a nie efekty zakładane przez twórców projektu.
niedziela, 19 lutego 2012
Kolejny zakręt życiowy.
Nie jeden zakręt życiowy w życiu przeszłam i.. znowu jestem na kolejnym zakręcie. Pierwszy szok mam już za sobą. Z problemem już się chyba oswoiłam, ale czy do końca zaakceptowałam, nie wiem. Nie wiem także co będzie dalej. Trochę czasu mam, ale wiadomo... czas szybko leci... a rzeczywistość o swoje się upomni. Już daje o sobie znać.
No cóż, mam jedynie nadzieję, że tym razem za zakrętem życie o mnie zadba w końcu jak należy. Zadba tak jak na to zasługuję. Bo zasługuję. Mam nadzieję i szczerze powiedziawszy liczę na to, że tym razem za tym zakrętem jest słoneczko, które rozświetli i ogrzeje mnie i moje życie.
Powoli zbieram się na odwagę, aby za ten zakręt zajrzeć. Zbierając się na odwagę postanowiłam trochę odczarować i na nowo zaczarować moją rzeczywistość. W końcu znam na to wiele sposobów, jednak nigdy w nich nie byłam konsekwentna. Konsekwencja jest niestety moją pięta Achillesową i postanowiłam nad nią trochę popracować.
No cóż, mam jedynie nadzieję, że tym razem za zakrętem życie o mnie zadba w końcu jak należy. Zadba tak jak na to zasługuję. Bo zasługuję. Mam nadzieję i szczerze powiedziawszy liczę na to, że tym razem za tym zakrętem jest słoneczko, które rozświetli i ogrzeje mnie i moje życie.
Powoli zbieram się na odwagę, aby za ten zakręt zajrzeć. Zbierając się na odwagę postanowiłam trochę odczarować i na nowo zaczarować moją rzeczywistość. W końcu znam na to wiele sposobów, jednak nigdy w nich nie byłam konsekwentna. Konsekwencja jest niestety moją pięta Achillesową i postanowiłam nad nią trochę popracować.
sobota, 18 lutego 2012
Niespodzianki codzienności.
Wydarzenia stycznia dały mi solidnie popalić i odcisnęły swoje piętno, niestety. Staram się trzymać i pozbierać do kupy, ale jednak nie jest to takie łatwe jakby się mogło wydawać.
To, że pomyliłam kwotę z odbiorcą wykonując przelew, pisałam już na moim głównym blogu...
Jednak do tego doszło pomylenie znanych od bardzo wielu lat pinów z kartami... Cudem udało mi się nie zablokować karty.
Nie wiem jakim sposobem, ale udało mi się także między ostatki, a tłusty czwartek wcisnąć środę popielcową...
Na dodatek, któregoś dnia wyszłam z domu bez okularów... A nie zdarzyło mi się to jeszcze nigdy od kilku lat jak noszę okulary.
To, że pomyliłam kwotę z odbiorcą wykonując przelew, pisałam już na moim głównym blogu...
Jednak do tego doszło pomylenie znanych od bardzo wielu lat pinów z kartami... Cudem udało mi się nie zablokować karty.
Nie wiem jakim sposobem, ale udało mi się także między ostatki, a tłusty czwartek wcisnąć środę popielcową...
Na dodatek, któregoś dnia wyszłam z domu bez okularów... A nie zdarzyło mi się to jeszcze nigdy od kilku lat jak noszę okulary.
niedziela, 12 lutego 2012
środa, 8 lutego 2012
Tylko jeden rodzaj energii.
W każdym momencie naszego życia wysyłamy w świat naszą energię. Tylko od naszego samopoczucia zależy jaka to jest energia. Jak wiadomo nastroje nam się zmieniają w zależności od tego co dzieje się akurat w naszym życiu. Czasami są to negatywne emocje, bo życiowe wydarzenia nas przygnębiają i dobijają. Czasami są to chwile pełne szczęścia, bo właśnie zaczyna się wszystko układać. Dobrze jak tych szczęśliwych chwil jest więcej. Jednak jak wiemy, życie nas nie rozpieszcza.
Podobno także, to co wysyłamy wraca do nas i to ze zdwojoną siłą. Swoimi emocjami przyciągamy podobne. Będąc pod wpływem negatywnych emocji, wysyłamy złą energie i przyciągamy... lepiej nie pisać. W każdym momencie możemy wysyłać tylko jeden rodzaj energii. To dlaczego nie możemy wysyłać tylko tej dobrej. Możemy, ale to tylko zależy od nas. Zależy od nas samych, bo nikt inny nie może za nas myśleć. To właśnie nasze myśli tworzą nasz nastrój i naszą energię.
To co możemy w takim razie zrobić? A no możemy zacząć zwracać uwagę na to w jaki sposób myślimy i spróbować nasze myśli kontrolować. W momencie, kiedy łapiemy się na myśleniu o problemach i jak ciężko nam je rozwiązać jesteśmy pełni negatywnych emocji. Wówczas to, dobrze jest skupić się na pozytywnych rozwiązaniach nurtującego nas problemu. Nawet na tych pozytywnych rozwiązaniach, które w danym momencie wydają nam się niemożliwe do realizacji i nieosiągalne dla nas w danej chwili. Zakrawają prawie na cud, ale jednak są i przynajmniej teoretycznie są możliwe. To tak, jakby trochę oddać się marzeniom. Wówczas także zmienia się nasz nastrój, zaczynamy wysyłać pozytywną energię, która może przyciągnąć wiele dobrego i zmienić na lepsze nasze życie.
Spróbujmy wysyłać dobrą energię, w myśl zasady, że w danym momencie możemy emanować tylko jednym rodzajem emocji. Dlaczego, więc nie może być ona dobra. Wiem, że wprowadzenie zmian w sobie nie należy do łatwych, ale jednak jest możliwe. Podobno pierwsze efekty są widoczne po 21 dniach. Może warto spróbować.
Podobno także, to co wysyłamy wraca do nas i to ze zdwojoną siłą. Swoimi emocjami przyciągamy podobne. Będąc pod wpływem negatywnych emocji, wysyłamy złą energie i przyciągamy... lepiej nie pisać. W każdym momencie możemy wysyłać tylko jeden rodzaj energii. To dlaczego nie możemy wysyłać tylko tej dobrej. Możemy, ale to tylko zależy od nas. Zależy od nas samych, bo nikt inny nie może za nas myśleć. To właśnie nasze myśli tworzą nasz nastrój i naszą energię.
To co możemy w takim razie zrobić? A no możemy zacząć zwracać uwagę na to w jaki sposób myślimy i spróbować nasze myśli kontrolować. W momencie, kiedy łapiemy się na myśleniu o problemach i jak ciężko nam je rozwiązać jesteśmy pełni negatywnych emocji. Wówczas to, dobrze jest skupić się na pozytywnych rozwiązaniach nurtującego nas problemu. Nawet na tych pozytywnych rozwiązaniach, które w danym momencie wydają nam się niemożliwe do realizacji i nieosiągalne dla nas w danej chwili. Zakrawają prawie na cud, ale jednak są i przynajmniej teoretycznie są możliwe. To tak, jakby trochę oddać się marzeniom. Wówczas także zmienia się nasz nastrój, zaczynamy wysyłać pozytywną energię, która może przyciągnąć wiele dobrego i zmienić na lepsze nasze życie.
Spróbujmy wysyłać dobrą energię, w myśl zasady, że w danym momencie możemy emanować tylko jednym rodzajem emocji. Dlaczego, więc nie może być ona dobra. Wiem, że wprowadzenie zmian w sobie nie należy do łatwych, ale jednak jest możliwe. Podobno pierwsze efekty są widoczne po 21 dniach. Może warto spróbować.
poniedziałek, 6 lutego 2012
Kolejnoa trudna noc.
Nie umie spać. Wczoraj wzięłam nawet tabletkę jako ostateczność. Podziałała tylko w początkowej fazie nocy. A reszta... szkoda gadać. Tak się nie da funkcjonować. Stres mnie zżera. Niemoc dobija. Trudno w takiej sytuacji zebrać myśli, a co dopiero myśleć logicznie i działać.
sobota, 4 lutego 2012
piątek, 3 lutego 2012
Oswajanie z problemem.
Oswajam się. Oswajam się z problemem.
Powoli, bardzo powoli do mnie dociera to co się stało.
Powoli także docierają do mojej świadomości konsekwencje ostatniego wydarzenia.
Nie ja zawiniłam.
Jednak to ja będę musiała ponieść konsekwencje.
Przykre konsekwencje.
Daleko idące konsekwencje.
wtorek, 31 stycznia 2012
Problem.
"Można żyć z problemem, póki się go nie nazwie,
bo jak się nazwie, to już trzeba coś z nim zrobić.
Albo zabrać się za rozwiązywanie,
albo polubić i mieć dalej"
Hanka Lemańska "Chichot losu"
sobota, 28 stycznia 2012
Bieg... w tył.
Cholera, czy ja kiedykolwiek posklejam to moje rozwalone życie. Czy kiedykolwiek posklejam je tak aby w końcu miało ręce i nogi. Dobrze by było, aby głowa też znalazła się na swoim miejscu.
Od wielu już lat się staram i co? Jeden krok do przodu i dwa-trzy do tyłu. A teraz... A teraz wychodzi na to, że do tyłu to bieg rozpoczęłam.
Zajefajnie.
Od wielu już lat się staram i co? Jeden krok do przodu i dwa-trzy do tyłu. A teraz... A teraz wychodzi na to, że do tyłu to bieg rozpoczęłam.
Zajefajnie.
czwartek, 26 stycznia 2012
Kolejny kop...
No i dostałam.
Dostałam kopa.
Kopa od życia.
Kolejnego kopa dostałam.
Nie wiem...
Nie wiem czy tym razem wytrzymam.
Jestem cała obolała.
Jestem pokiereszowana.
Pokiereszowana przez życie.
Pokiereszowana przez życie.
niedziela, 22 stycznia 2012
Wdzięczność.
Podobno wdzięczność jest jednym z podstawowych kroków ku polepszeniu naszego codziennego życia. Często szukamy różnorodnych dobrodziejstw gdzieś daleko, uważając, że są one dla nas nieosiągalne. Tęsknimy za nimi, a tak na prawdę one są tuż obok nas. W zasięgu naszych rąk, z tym że ich zwyczajnie nie doceniamy. Aby o tym się przekonać i docenić jakie bogactwo mamy wokół siebie zalecane jest prowadzenie dzienniczka wdzięczności. Dzienniczka, w którym każdego dnia przed zaśnięciem będziemy zapisywać przynajmniej pięć dobrych rzeczy, które wydarzyły się danego dnia i za które jesteśmy wdzięczni losowi. Od tych dużych i znaczących, aż do tych maleńkich i zwyczajnych chwil radości, które przeważają jednak w naszym życiu. W dniach, w których na prawdę trudno dostrzec coś dobrego możemy wypisać rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni zawsze.
Podobno dobroczynny wpływ pisanego dzienniczka na nasze codzienne życie jest ogromny. Sami ulegamy zmianie. Zmienia się nasze spojrzenie na otaczający nas świat. Zmienia się także na lepsze nasze codzienne życie. Istotna zmiana widoczna jest po dwóch miesiącach prowadzenia dzienniczka. Może warto spróbować i przekonać się samemu...
Podobno dobroczynny wpływ pisanego dzienniczka na nasze codzienne życie jest ogromny. Sami ulegamy zmianie. Zmienia się nasze spojrzenie na otaczający nas świat. Zmienia się także na lepsze nasze codzienne życie. Istotna zmiana widoczna jest po dwóch miesiącach prowadzenia dzienniczka. Może warto spróbować i przekonać się samemu...
czwartek, 19 stycznia 2012
Jeszcze jutro... przetrzymać...
To, co się dzieje w pracy od początku roku, to jakieś wariactwo i szaleństwo. A wszystko trudne i skomplikowane sprawy do rozwiązania w ogromnych ilościach. Jakoś staram się nad wszystkim panować i w miarę jak dotychczas mi to wychodzi. Jednak z pracy wychodzę późnymi popołudniami wypompowana z sił i wszelkiej energii. Jak wiadomo domowe obowiązki i sprawy do załatwienia także są absorbujące... Wracam do domu i padam. Na dodatek wczoraj i dzisiaj mam migrenowy zawrót głowy i jadę na pigułach przeciwko którym solidnie buntuje się mój żołądek. Niby jeszcze tylko jutro i wolne dwa dni... Wytrzymać jutrzejszy dzień... Raczej przetrzymać...
niedziela, 15 stycznia 2012
I ujawiły się moje braki.
Wczoraj byłam na urodzinach u przyjaciółki, którą jest od ponad 40 lat. Na stałe mieszka w Niemczech, ale tym razem tak się złożyło, że w czasie swoich urodzin przebywała w Polsce.
Miałam wczoraj fatalny dzień i nie miałam ani siły, ani ochoty nigdzie się wybierać. Najchętniej zamknęłabym się w jakimś miło otulającym kokonie. Mój nastrój nie sprzyjał imprezowaniu, a psuć takiego święta nie chciałam. Ze względu na wyjątkową sytuację obchodzenia jej urodzin w kraju zebrałam się w sobie i zmobilizowałam wszystkie siły i zdobyłam Giewont. Dotarłam na miejsce z ogromnym opóźnieniem. Lepiej późno niż wcale, no nie. Bardzo fajnie było.
Po powrocie do domu doszłam do wniosku, że brakuje mi odskoczni od dnia codziennego. Brakuje kontaktu z ludźmi. Miłego i wesołego towarzystwa...
A nie tylko praca, dom i lawina problemów.
Miałam wczoraj fatalny dzień i nie miałam ani siły, ani ochoty nigdzie się wybierać. Najchętniej zamknęłabym się w jakimś miło otulającym kokonie. Mój nastrój nie sprzyjał imprezowaniu, a psuć takiego święta nie chciałam. Ze względu na wyjątkową sytuację obchodzenia jej urodzin w kraju zebrałam się w sobie i zmobilizowałam wszystkie siły i zdobyłam Giewont. Dotarłam na miejsce z ogromnym opóźnieniem. Lepiej późno niż wcale, no nie. Bardzo fajnie było.
Po powrocie do domu doszłam do wniosku, że brakuje mi odskoczni od dnia codziennego. Brakuje kontaktu z ludźmi. Miłego i wesołego towarzystwa...
A nie tylko praca, dom i lawina problemów.
piątek, 6 stycznia 2012
Zimnica!
Wolny dzień, a ja jestem cała skostniała. Nie, nie na dworze jest zimnica, bo dzisiaj jeszcze nigdzie nie wychodziłam i nawet nie mam pojęcia czy od wczoraj coś się zmieniło w aurze. U mnie w domu jest pierońsko zimno. Zimne są również kaloryfery. Podobno jest jakaś awaria na całym osiedlu i nie mam zielonego pojęcia kiedy zostanie usunięta. Spece od napraw też nie wiedzą. Jest zajefajnie.
wtorek, 3 stycznia 2012
Pełna mobilizacja.
Trudno zachować spokój i optymizm, gdy po przekroczeniu drzwi pracy, na "dzień dobry" bombardowanym się jest złymi wiadomościami i to na dodatek lawinowo. A współpracowników "nosi" i "rozsadza" i to nie koniecznie pozytywna energia, której muszą dać gdzieś ujście. Mobilizacja w mojej osobie pełna i jakoś daję radę aby zachować spokój i pozytywne myślenie. Ciekawa jestem na jak długo starczy mi cierpliwości...
niedziela, 1 stycznia 2012
Pełna wiary i optymizmu.
Nowy Rok... nowe możliwości... nowe nadzieje...
Tym razem jestem pełna optymizmu i wiary w przyszłość
oraz we własne możliwości realizacji spraw.
Tym razem... w tym roku... będzie zupełnie inaczej.
Będzie znacznie lepiej!
Będzie dobrze!
Będzie bardzo dobrze!
Ja to wiem!!!
Tym razem jestem pełna optymizmu i wiary w przyszłość
oraz we własne możliwości realizacji spraw.
Tym razem... w tym roku... będzie zupełnie inaczej.
Będzie znacznie lepiej!
Będzie dobrze!
Będzie bardzo dobrze!
Ja to wiem!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)