wtorek, 31 stycznia 2012

Problem.

"Można żyć z problemem, póki się go nie nazwie,
bo jak się nazwie, to już trzeba coś z nim zrobić.
Albo zabrać się za rozwiązywanie,
albo polubić i mieć dalej"

Hanka Lemańska "Chichot losu"

sobota, 28 stycznia 2012

Bieg... w tył.

Cholera, czy ja kiedykolwiek posklejam to moje rozwalone życie. Czy kiedykolwiek posklejam je tak aby w końcu miało ręce i nogi. Dobrze by było, aby głowa też znalazła się na swoim miejscu.
Od wielu już lat się staram i co? Jeden krok do przodu i dwa-trzy do tyłu. A teraz... A teraz wychodzi na to, że do tyłu to bieg rozpoczęłam.
Zajefajnie.

czwartek, 26 stycznia 2012

Kolejny kop...

No i dostałam.
Dostałam kopa.
Kopa od życia.
Kolejnego kopa dostałam.

Nie wiem...
Nie wiem czy tym razem wytrzymam.

Jestem cała obolała.
Jestem pokiereszowana.
Pokiereszowana przez życie.

niedziela, 22 stycznia 2012

Wdzięczność.

Podobno wdzięczność jest jednym z podstawowych kroków ku polepszeniu naszego codziennego życia. Często szukamy różnorodnych dobrodziejstw gdzieś daleko, uważając, że są one dla nas nieosiągalne. Tęsknimy za nimi, a tak na prawdę one są tuż obok nas. W zasięgu naszych rąk, z tym że ich zwyczajnie nie doceniamy. Aby o tym się przekonać i docenić jakie bogactwo mamy wokół siebie zalecane jest prowadzenie dzienniczka wdzięczności. Dzienniczka, w którym każdego dnia przed zaśnięciem będziemy zapisywać przynajmniej pięć dobrych rzeczy, które wydarzyły się danego dnia i za które jesteśmy wdzięczni losowi. Od tych dużych i znaczących, aż do tych maleńkich i zwyczajnych chwil radości, które przeważają jednak w naszym życiu. W dniach, w których na prawdę trudno dostrzec coś dobrego możemy wypisać rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni zawsze.
Podobno dobroczynny wpływ pisanego dzienniczka na nasze codzienne życie jest ogromny. Sami ulegamy zmianie. Zmienia się nasze spojrzenie na otaczający nas świat. Zmienia się także na lepsze nasze codzienne życie. Istotna zmiana widoczna jest po dwóch miesiącach prowadzenia dzienniczka. Może warto spróbować i przekonać się samemu...

czwartek, 19 stycznia 2012

Jeszcze jutro... przetrzymać...

To, co się dzieje w pracy od początku roku, to jakieś wariactwo i szaleństwo. A wszystko trudne i skomplikowane sprawy do rozwiązania w ogromnych ilościach. Jakoś staram się nad wszystkim panować i w miarę jak dotychczas mi to wychodzi. Jednak z pracy wychodzę późnymi popołudniami wypompowana z sił i wszelkiej energii. Jak wiadomo domowe obowiązki i sprawy do załatwienia także są absorbujące... Wracam do domu i padam. Na dodatek wczoraj i dzisiaj mam migrenowy zawrót głowy i jadę na pigułach przeciwko którym solidnie buntuje się mój żołądek. Niby jeszcze tylko jutro i wolne dwa dni... Wytrzymać jutrzejszy dzień... Raczej przetrzymać...

niedziela, 15 stycznia 2012

I ujawiły się moje braki.

Wczoraj byłam na urodzinach u przyjaciółki, którą jest od ponad 40 lat. Na stałe mieszka w Niemczech, ale tym razem tak się złożyło, że w czasie swoich urodzin przebywała w Polsce.
Miałam wczoraj fatalny dzień i nie miałam ani siły, ani ochoty nigdzie się wybierać. Najchętniej zamknęłabym się w jakimś miło otulającym kokonie. Mój nastrój nie sprzyjał imprezowaniu, a psuć takiego święta nie chciałam. Ze względu na wyjątkową sytuację obchodzenia jej urodzin w kraju zebrałam się w sobie i zmobilizowałam wszystkie siły i zdobyłam Giewont. Dotarłam na miejsce z ogromnym opóźnieniem. Lepiej późno niż wcale, no nie. Bardzo fajnie było.
Po powrocie do domu doszłam do wniosku, że brakuje mi odskoczni od dnia codziennego. Brakuje kontaktu z ludźmi. Miłego i wesołego towarzystwa...
A nie tylko praca, dom i lawina problemów.

piątek, 6 stycznia 2012

Zimnica!

Wolny dzień, a ja jestem cała skostniała. Nie, nie na dworze jest zimnica, bo dzisiaj jeszcze nigdzie nie wychodziłam i nawet nie mam pojęcia czy od wczoraj coś się zmieniło w aurze. U mnie w domu jest pierońsko zimno. Zimne są również kaloryfery. Podobno jest jakaś awaria na całym osiedlu i nie mam zielonego pojęcia kiedy zostanie usunięta. Spece od napraw też nie wiedzą. Jest zajefajnie.

wtorek, 3 stycznia 2012

Pełna mobilizacja.

Trudno zachować spokój i optymizm, gdy po przekroczeniu drzwi pracy, na "dzień dobry" bombardowanym się jest złymi wiadomościami i to na dodatek lawinowo. A współpracowników "nosi" i "rozsadza" i to nie koniecznie pozytywna energia, której muszą dać gdzieś ujście. Mobilizacja w mojej osobie pełna i jakoś daję radę aby zachować spokój i pozytywne myślenie. Ciekawa jestem na jak długo starczy mi cierpliwości...

niedziela, 1 stycznia 2012

Pełna wiary i optymizmu.

Nowy Rok... nowe możliwości... nowe nadzieje...
Tym razem jestem pełna optymizmu i wiary w przyszłość
oraz we własne możliwości realizacji spraw.
Tym razem... w tym roku... będzie zupełnie inaczej.
Będzie znacznie lepiej!
Będzie dobrze!
Będzie bardzo dobrze!
Ja to wiem!!!