niedziela, 14 grudnia 2014

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołajki.


Zrobiłam sobie dzisiaj prezent Mikołajkowy! A co! Napisałam maila, z którym zwlekałam już jakiś czas. Chciałam napisać, ale się bałam, bo wiecie jak to u mnie jest z proszeniem dla siebie. Dla innych to... pstryk i jest. A ja... dla siebie, to zwijam się jak piskorz, katuję poczuciem winy, kombinuję jak koń pod górę i takie tam. Zrobiłam to!!!

A teraz mam ochotę zrobić Wam Kochani prezent. A co!
Jak zmiany, to zmiany na całego, z rozmachem :) Taki mały żart.

A poważnie, to zamykam powoli to co było, otwierając się na coś kompletnie innego i nowego. Myśląc o firmie i podejmując pewne działania, jeszcze nieśmiałe, nie stać mnie na stronkę, ale są inne rozwiązania, nieprawdaż...

Założyłam nowego bloga, który dopiero tworzę, ale zaglądać już można. Odważyłam się także stworzyć stronkę na fb. Nie wszystko technicznie umiem opanować, ale na zasadzie prób i błędów moja wiedza się poszerza i posuwam się powolutku do przodu.

Kochani zapraszam na blog Epoka Miłości Serca

oraz na stronkę na fb o tej samej nazwie Epoka Miłości Serca

Nie zamykam tego okienka i nie znikam, oj nie.
Jestem w momencie przejścia i zmian, także znaleźć będziecie mnie mogli znaleźć w obydwu miejscach... I w Domku z kominkiem jak i w Epoce Miłości Serca.
Być może znajdziecie coś dla siebie w tym z czym zamierzam się dzielić. Zapraszam :)


autor nieznany, zdjęcie z intrtnetu



środa, 3 grudnia 2014

Co u mnie? cd.



Nie wiem co wyjdzie z moich planów i działań, ale dam z siebie wszystko aby z czasem uruchomić własną firmę. Teraz wszystkie moje wysiłki idą w tym kierunku. Jednak sytuacja moja finansowa nie zmieniła się, a idą świata... Zbieram się aby napisać maila, do osoby, która mi już pomogła i obiecała, że pomoże, ale już od paru dni zbieram się na odwagę aby poprosić o pomoc. Jednak dla mnie to jest tak bardzo trudne... ale nie mam innego wyjścia, szczególnie teraz, kiedy zabrałam się do tworzenia czegoś własnego. Teraz, kiedy udało mi się chociaż załagodzić sprawę w spółdzielni mieszkaniowej... Teraz kiedy Młody zaczął wierzyć, że damy radę... Pomimo tego co jest, bo zaczęłam się uśmiechać i uwierzyłam, że teraz to już musi (to jest jedyne musi, które akceptuję) być dobrze. MUSI, nie ma innej opcji!!! Nie daliście mi zginąć z Młodym, to i teraz nie dacie, kiedy jest już tak blisko prawda?

Resztę później... zbyt dużo we mnie emocji...


Co u mnie?


Pomysł na własną inicjatywę nabiera kolorów, ale może po kolei...

Już od kilku dobrych miesięcy chodził mi pomysł zrobienia czegoś na własny rachunek. Brakowało mi ciągle odwagi. Uważam, nie, teraz to wiem, że nie bez powodu trafiałam na firmy - oszustów. W końcu wszystko dzieje się po coś i dla nas, a nie nam. Teraz to wiem, chociaż jestem na początku drogi. Boję się, ale nie mam już nic do stracenia...

Nie bez powodu uniknęłam kilkakrotnie śmierci... Nie bez powodu przetrwałam ten trudny czas z pomocą kompletnie obcych osób, kiedy rodzina... Każdy dokonuje własnych wyborów...

Chyba coś mam do zrobienia jeszcze na tym świecie skoro pomimo gruzowiska na którym jestem nadal jeszcze jestem, chociaż wg wszelkich prawideł nie powinno mnie już być, ani też nie powinnam... Coś niewidzialnego nade mną jednak czuwa...
Jeżeli tyle przeszłam, to teraz kiedy pojawia się realne wyjście nie zostanę sama, bo byłoby to zaprzeczeniem wszystkiego co się wydarzyło do tej pory...

Tak więc, rozważając pomysł na samozatrudnienie nadal składałam aplikacje i chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne. W pewnym momencie pojawiła się osoba o podobnych, jak się na początku wydawało zainteresowaniach i zaczęłyśmy opracowywać możliwości rozpoczęcia zarobkowania. Kosztowało to wysiłku, czasu, pracy i niewielkich nakładów finansowych... Jednak nic z tego nie wyszło, bo jak się okazało nasze wartości różnią się. Ja chcę ludziom pomagać, dzielić się tym co umiem najlepiej, a potencjalna wspólniczka chce bazować na wiedzy innych po niewielkich modyfikacjach... Niestety, nie mogłam wejść w naciągactwo innych, bo nie tędy droga. Jedyne co można dobrze robić, to robić z sercem i tyle. A może aż tyle!!!

Było mi przykro, plany runęły... ale przecież nie mam nic do stracenia i od paru dni zabrałam się sama za tworzenie własnego biznesu. Oj, hucznie nazwane, bo do biznesu daleka jeszcze droga, ale... to jest to, co chciałabym robić. Kocham to i jak tylko pomyślę... gębusia mi się śmieje, chociaż moje problemy nie zniknęły i podcinają mi skrzydła, które próbuję rozpościerać...

Pomysłów sporo, jeden za drugim wpadają mi do głowy i już chciałabym je zacząć realizować, ale póki co jest wszystko na etapie opracowywania i wstępnych eksperymentów...

cdn.

Poczytałam i...


Nie było mnie i wracając trochę poczytałam, co sama napisałam i co pojawiło się w komentarzach. No cóż, każdy ma prawo do swojego zdania zależnego od punktu widzenia, ale lepiej pasowałoby tu jednak... od miejsca siedzenia...

Już kiedyś pisałam, że syty głodnego nie zrozumie, tak jak zdrowy chorego. Dla jednych zwykłe przeziębienie jest "gwoździem do trumny". Dla innych poważna, i to często nieuleczalna choroba jest możliwością innego spojrzenia na świat, przewartościowania własnego życia i dostrzeżenia piekna otaczającego nas świata...
O tym co wybieramy, decydujemy jednak sami.

Czasami warto byłoby się zastanowić nim wydamy pochopny osąd, o kimś, o kim prawie nic nie wiemy. Jeżeli nie mamy czasu aby poznać danej osoby chociaż w minimalnym stopniu, to tym bardziej nie powinniśmy jej osadzać. Niestety, każdy osąd jest przejawem własnych nierozwiązanych problemów i "dowalanie innym" nic nie zmieni...

Nie ukrywam, że czytając niektóre komentarze przez moment robiło mi się smutno. Jednak moje dotychczasowe doświadczenia życiowe, a szczególnie te z ostatnich około dwóch lat bardzo mnie zmieniły. Dzisiaj jestem już zupełnie inną osobą niż byłam... kompletnie inaczej postrzegam otaczający mnie świat, a szczególnie ludzi, chociaż ciągle się uczę...