poniedziałek, 31 października 2011

No to do dzieła.

Ciekawe co uda mi się dzisiaj zdziałać na niwie domowej...
Tak w ogóle to chciałabym doprowadzić to moje mieszkanko do ładu i stworzyć dla siebie i Miśka przyjazny azyl. Wiele pracy mnie czeka i sporo kasy trzeba by za inwestować. A tu kasy niet i sił jednak brakuje. No cóż człowiek nie jest co raz młodszy, niestety. Jednak poddawać się nie mam zamiaru, ale pomysłu jak to wszystko zrobić też mi brakuje. Zacznę od porządków. Porządków bieżących i tych zaległych, bo trochę ich się nazbierało. Najgorsze dla mnie, jak już pisałam, jest pozbywanie się rzeczy. Chyba w tej materii u mnie dominuje niezdecydowanie i brak odwagi. A może powodem jest brak kasy... bo coś może się jeszcze przydać.
No niby taka mądra to ja jestem, a z takim małym dylematem nie mogę sobie poradzić... No dobra, to dzisiaj spróbuję się z nim zmierzyć i zamierzam wygrać ;-)

niedziela, 30 października 2011

Chyba jestem "chomikiem".

Od dobrych kilku lat uczę się pozbywać ze swego otoczenia zbędnych rzeczy. Zbędnych, to pojecie względne, bo one nie są tak do końca zbędne, tylko często okresowo nieużywane. No i co z tego, jak i tak zajmują miejsce i ograniczają przestrzeń życiową. Ostatnio, podczas zmian mebli u Miśka przekonałam się jak doskonały ze mnie "chomik"... Obiecałam sobie, że już więcej tego nie powtórzę i... Misiek zabrał swoje rzeczy i poukładał w nowych meblach, a u mnie stoi kilka olbrzymich pakunków, które muszę przejrzeć i szczerze powiedziawszy, z którymi nie wiem co zrobić. Miejsca na nie nie ma, a i szkoda wyrzucić, bo a nuż się przydadzą, bo dobre...Niby sukcesywnie coś tam wyrzucam, czasami nawet jak mam natchnienie, to całkiem sympatycznie i szybko mi to idzie, ale... No właśnie zawsze pojawia się jakieś ale i dana rzecz jest cofana z drogi na śmietnik lub wydania z domu...

sobota, 29 października 2011

Weekend.

Groby umyte. Na cmentarzu było znacznie więcej niż przy puszczałam takich sprzątających jak ja. Nie czułam się odosobniona w pracach na ostatnią chwilę. Miałam jeszcze dzisiaj do końca uporać się z oknami, ale nic mi z tego nie wyszło i już nie wyjdzie. Nie chce mi się. Trudno... jest jeszcze poniedziałek. Odsapnęłam troszkę, pobuszowałam po necie i... zaczyna mnie nachodzić znowu Morfeusz ;-) Co się ostatnio dzieje. Aż takie mam niedobory snu??? Nie możliwe, ale się dzieje. Może to ta pogoda...Fajnie, że jest wydłużony weekend. Może uda mi się odpocząć i zregenerować siły. Może coś nadrobię w zaległościach domowych, ale to już na spokojnie. Stawiam na odpoczynek.

czwartek, 27 października 2011

Czego ja chcę???

Chyba muszę sobie szczerze odpowiedzieć na to pytanie. Niby wszystko jasne, bo przecież mam jakieś tam marzenia. Jedne wielkie i prawie nieosiągalne, drugie drobne, malutkie i takie całkiem przyziemne. Ale czego tak naprawdę chcę i czego brakuje mi do pełnego szczęścia? Niby faceta, o czym wcześniej pisałam, ale on nie załatwi dokumentnie sprawy, bo przecież nie od tego jest. No to więc czego? Chyba na początek jakieś stabilizacji. Pozbycia się nadmiaru spraw do załatwienia, do których tylko ja jestem, bo Misiek za młody niestety. Chyba chciałabym dogonić swój czas. Ciągle mam wrażenie, że zostaję w tyle. Ciągle coś mnie goni i pogania, a ja tak nie chcę. Moje starania zmiany istniejącego stanu póki co nie przynoszą oczekiwanych efektów. Nie wiem czy takie rzeczy to tak przychodzą z wiekiem??? Chyba jednak nie... To co się dzieje...

niedziela, 23 października 2011

Chyba nie jestem stworzona do życia w samotności.

Chyba od zawsze chciałam mieć dużą rodzinę. Jako nastolatka marzyłam nawet o założeniu rodzinnego domu dziecka. Niestety, jak życie pokazało, za partnera życiowego wybrałam niewłaściwego człowieka. Nawet nie wiedział chyba o moim marzeniu, bo okazało się, że nie dorósł do roli męża i ojca. Trudno, tak też w życiu bywa. Od wielu lat jestem sama. Radzę sobie z wychowaniem dziecka i trudną codziennością. Podobno nawet jestem niezła w te klocki. Potrafię żyć samotnie, ale czy chcę. Nie, nie chcę, bo chyba nie jestem stworzona do życia w samotności. Brakuje mi bliskości drugiego człowieka. I nie chodzi tylko o seks, ale to wszystko co wypełnia codzienność żyjąc we dwoje. Fajnie, że są znajomi i przyjaciele, ale brakuje mi tego drugiego człowieka, który dopełniłby mojego szczęście. Odczuwam jakąś pustkę, czegoś mi brakuje do pełni, pełni szczęścia. Wiem, że znalezienie faceta nie jest najmniejszym problemem, ale ja nie chcę bylejakości. Już to przerabiałam. Chciałabym aby było pięknie. Czym mam jeszcze szanse na udany związek...  Niby zawsze jest szansa, ale powoli zaczynam tracić nadzieję...

sobota, 22 października 2011

Może zwycięży jednak optymizm.

Bardzo miło rozpoczął się dla mnie dzisiejszy dzień. Wstałam wyspana w doskonałym nastroju pomimo ogromu prac do wykonania. Słoneczko świeciło za oknem dodając mi sił. Wypiłam kawkę, zjedliśmy pyszne śniadanko. Misiek poszedł z komputerem do kolejnej modernizacji. Puściłam w ruch pralkę i wychodząc z łazienki... przytrzasnęłam sobie palec na wysokości paznokcia. Ból ogromy... krwiak jeszcze większy... Zimna woda... rozcieranie... Ufff  Nie miałam wyjścia i zabrałam się troszkę za kuchnię zwracając baczną uwagę na chorego palucha. Wypiłam kolejną kawkę i postanowiłam poskładać suche pranie, bo pralka kończyła pranie. Podchodząc do drzwi ogarnęło mnie przerażenie... woda wydostawała się z łazienki przez próg... No tak Misiek... ostatnie jego ekscesy podczas kąpieli... wąż odprowadzający... a ja nie mam studzienki odpływowej w łazience... Nie pozostało mi nic innego jak wyłączyć pralkę i łopatką wybierać wodę... Misiek dalej siedział w sklepie komputerowym... Jak wrócił do domu, na dodatek z mało miłymi wiadomościami zastał mnie... w dosyć ciekawej sytuacji... Przyznaję, że jestem już trochę zniechęcona, ale staram się nie tracić optymizmu... Może reszta dnia będzie jednak obfitować w pozytywne wydarzenia...

piątek, 21 października 2011

Ćwiczenie czyni mistrza.

Dzisiaj już piątek i kolejny tydzień za mną. Czas tak szybko leci, że dobrze się nie obejrzę a będą Święta Bożego Narodzenia. To, że nadchodzą nie da się ukryć pod ogromem ozdóbek świątecznych, które bombardują nas już od jakiegoś czasu z każdej prawie strony. Ale nie o tym chciałam...
Założyłam tego bloga eksperymentalnie z nadzieją, że umieszczane tutaj posty nie będą nigdzie publikowane bez mojej zgody. Póki co jestem na etapie rozpoznawania możliwości jakie daje mi ten portal w blogowaniu. Niby na pierwszy rzut oka nic nie jest aż tak skomplikowane w obsłudze, ale... w praktyce jednak nie jest to takie łatwe jakby mogło się wydawać. Ja coś sobie ustalam, klikam i niby zapisuję... a w efekcie wychodzi zupełnie coś innego. Ręce mi opadają. Mam jednak nadzieję, że ćwiczenie czyni mistrza ;-)))

poniedziałek, 17 października 2011

Gdzie w tym wszystkim jest człowiek...

     Jeszcze zima się nie rozpoczęła, bo to dopiero pierwsze przymrozki, a ja zdążyłam już zmarznąć. Zmarznąć i to nie na dworze jakby się mogło wydawać, a w pracy. No cóż i tak bywa, ale perspektywą nadchodzącej zimy jestem przerażona. Dzisiaj wchodząc do pokoju powiało takim chłodem jakbym otworzyła lodówkę. Znacznie cieplej było na dworze. Mój pokój umieszczony jest na parterze bez podpiwniczenia i do pokoju nigdy nie zagląda słoneczko. Gdyby nawet popołudniami mogłoby rozjaśnić i troszeczkę ogrzać pokój, to niestety dostęp zasłania mu stojący na przeciwko budynek. No cóż i tak też bywa.
     Wynajmujemy pomieszczenia biurowe od jednej z firm przemysłowych. Niby sprawa normalna, jak na dzisiejsze czasy, ale... firma ta oszczędza. Oszczędza na ogrzewaniu... przez całą zimę. Dobrze przeczytaliście, przez całą zimę. Jedną już mam za sobą, to doskonale wiem o czym piszę. Do dyspozycji mam jedynie niewielki piecyk... szkoda gadać. Ubranie na cebulkę nie wiele pomaga, bo człowiek i tak cały zesztywniały jest z zimna. A możecie sobie wyobrazić jak ludzie pracują w nieogrzewanych  ogromnych halach produkcyjnych. Nie, nie możecie sobie tego wyobrazić, bo tego żadna wyobraźnia nie obejmuje. To trzeba zobaczyć, a najlepiej przeżyć, aby mieć o tym co piszę pojęcie. W tym roku miało być lepiej... ale nic się nie zmieniło. Nie wiem czy ludzie spokojnie wytrzymają  takie warunki pracy przez kolejną zimę.
     A co najciekawsze w tym wszystkim, że szefowstwo usadowione na wyższych kondygnacjach swoje pomieszczenia ma ogrzewane i rozjasniane przez słoneczko jak również możliwość ciągłego dogrzewania się piecykami. Nie wspomnę już o klimatyzacji, którą mają "pod ręką" w swoich pokojach...