piątek, 30 marca 2012

Nooo i...

Będę musiała znowu poradzić sobie sama.
Tylko jak?
Nie mam pojęcia.
Ciekawe czy znajdę jakieś wyjście?
Sensowne wyjście.
W ogóle takie jest?

wtorek, 27 marca 2012

Zrobiłam to.

No i zrobiłam to. Napisałam sms-a do brata, że nie daję rady, że potrzebuję jego pomocy i jego pieniędzy. Nawet nie podejrzewałam, że jestem w stanie to zrobić. W ogóle to do mnie nie podobne, a szczególnie po naszych ostatnich rozmowach, które to nie należały ani do łatwych, ani do przyjemnych... Musiałam się przełamać. Nie było mi łatwo. Nie mając wyjścia musiałam to zrobić i zrobiłam to. Poprosiłam o pomoc.
Nie wiem, co zrobi z tą informacją, ale nie będzie mógł powiedzieć, że nie wiedział co się u mnie dzieje. Chociaż na dobrą sprawę to chyba wie, bo przecież czytuje mojego bloga...

poniedziałek, 26 marca 2012

Porządki w domu i zarazem w życiu...

Już w pierwszym poście tego blogu pisałam, że "nawet największy bałagan da się posprzątać". Hmmm, ciekawe czy ten życiowy także...

Z tego co wyczytałam w poradnikach, wszelkie zmiany jakie wprowadzamy do naszego życia zachodzą równocześnie na wielu płaszczyznach. Porządkując swoje najbliższe otoczenie, porządkujemy także nieświadomie własne życie. No to jest nadzieja, że i ten życiowy bałagan da się posprzątać.

Sprzęty i rzeczy, którymi się otaczamy winny mieścić się przynajmniej w jednej z trzech kategorii:
- rzeczy pięknych i lubianych
- rzeczy potrzebnych i niezbędnych
- oraz pamiątek z dobrą energią.

Całej reszty, która nie mieści się w powyższych kategoriach winniśmy się pozbyć, bo jedynie zagraca naszą przestrzeń i hamuje przepływ dobrej energii.

Poza tym dobrze także jest zrobić wolną przestrzeń na coś nowego. Tą przestrzenią może być jedna pusta półka w szafie czy jedna pusta szuflada.

niedziela, 25 marca 2012

Mam zabrać się za siebie od środka.

"Mam zabrać się za siebie od środka", takie ostatnio dostałam zalecenie od blogerki, aby w końcu dokonać pozytywnych zmian w otaczającym mnie bezpośrednio świecie czyli moim życiu. Wytycznych i szczegółowych zaleceń jak tego dokonać jednak mi nie podała. Jedynie zasugerowała, że czas już aby zmienić myślenie na pozytywne. Hmmm, staram się być optymistką, ale łatwo powiedzieć, a znacznie trudniej zrobić. Nie da się myśleć świadomie o bogactwie, gdy brakuje pieniędzy na codzienne życie. Myśli i tak samoistnie uciekają do codziennych i niezaspokojonych potrzeb...

W ten sposób pozytywnych zmian się nie da wprowadzić do życia, bo myślenie i rzeczywistość stoją do siebie w sprzeczności i korzyści nie maja prawa przynieść. Bez sensu...

Coś jednak muszę, nie nie muszę, ale chcę zrobić...
W końcu nie mam nic do stracenia...
Już mi coś chodzi po głowie... ;-)

czwartek, 22 marca 2012

Ironia losu.

Fajnie! Zajefajnie!!! Dostałam wezwanie do zapłaty! Wiem, że jak się z czegoś korzysta, to trzeba za to płacić. Doskonale wiem. Jednak jak się zarabia tylko na opłaty, to przecież trzeba z czegoś żyć. A jak się próbuje żyć, to nie w pełni reguluje się zobowiązania. Zamknięte koło. Szlag człowieka może trafić od tego główkowania jak powiązać koniec z końcem... jak sznurka brakuje.

I co mam teraz zrobić???

Podobno pieniądze leżą na ulicy i wystarczy się po nie schylić... haaa haaa haaa No tak, tylko trzeba je dojrzeć, a okulary przecież czasami zachodzą parą. A poza tym, jak z moim chorym kręgosłupem się schylę, to mogę już nie wstać z tymi pieniędzmi. Ironia... ironia losu.

I dobry nastrój prysł jak mydlana bańka...

środa, 21 marca 2012

Zdrowie jednak najważniejsze.

W pracy nie są zadowoleni, że się rozchorowałam i jestem na zwolnieniu lekarskim. Nawet na wypowiedzeniu im to przeszkadza...

Ile to razy chora chodziłam do pracy. Ile to razy niewyleczona wracałam na swoje stanowisko. A ile razy urlop zamiast na wypoczynek poświęcałam na chorowanie, aby tylko nie brać zwolnienia lekarskiego. I co? Ehhh

Dostając wypowiedzenie miałam szczere chęci przepracować cały czas, aż do samego końca. Starałam się... Organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa, to wspomagałam go tabletkami i dalej do roboty... aż padłam.

W obecnej sytuacji zdrowie jest dla mnie ważniejsze, niż praca na wypowiedzeniu. A może w końcu zrozumiałam, że zdrowie jednak jest najważniejsze...

wtorek, 20 marca 2012

Może zaświeci i dla mnie...

No to całkiem nieźle namieszało się w moim życiu. I to nie pierwszy raz,  jednak miałam nadzieję, że pod tym względem wszystkie limity już wyczerpałam. Myliłam się.

A może... a może tym razem to zamieszanie przed jakimś generalnym przemeblowaniem w moim życiu. Wszystko na to wskazuje... Jedynie pozostaje mi nadzieja, że zmiany pójdą w dobrym kierunku i dla mojego dobra. W końcu święty czas aby słoneczko zaczęło także dla mnie świecić.

poniedziałek, 19 marca 2012

Wybór dokonany.

Ostatecznie postawiłam na zdrowie, a raczej na powrót do zdrowia. Na dzień dzisiejszy była to jedyna słuszna decyzja.

PS
Aniutka... dziękuję ;-)


niedziela, 18 marca 2012

Decyzja podjęta!

Pisząc posta na moim drugim blogu w końcu nazwałam moją obecną sytuację po imieniu. Przyznaję, nie łatwo mi się pisało notkę, ale za to w dosyć prosty sposób uzyskałam odpowiedź na nurtujące mnie pytania w sprawie podjęcia decyzji. Decyzji co dalej z najbliższą moją przyszłością, która będzie miała ogromny wpływ na tę dalszą i nasze codzienne życie...
Odpowiedź okazała się bardzo prosta. Muszę zająć się własnym organizmem, bo bez niego może nie być żadnej przyszłości...

sobota, 17 marca 2012

Dalej stoję na rozdrożu.

Dalej nic nie wiem. Dalej mam zamęt w głowie. Dalej nie wiem co robić i jaką decyzję podjąć. Jaką bym decyzję nie podjęła, to będzie ona miała i tak swoje konsekwencje. I to konsekwencje długofalowe i bardzo znaczące dla mojego życia...
Czas ucieka, a ja dalej stoję na rozdrożu i nie wiem w jakim kierunku pójść, którą z dróg wybrać. Obie drogi są tak różne i odmienne, że konsekwencje w przypadku każdej z nich są trudne do przewidzenia...

piątek, 16 marca 2012

Jeden telefon i zamęt w głowie...

Wydawało mi się, że już podjęłam decyzję..
Biłam się dosyć długo z myślami, analizowałam wszystkie za i przeciw i w końcu podjęłam decyzję. Nie było łatwo, ale podjęłam. Tak mi się przynajmniej wydawało...
Dzisiaj telefon... i powróciły wątpliwości.  W mojej głowie powstał chaos... Jeden wielki zamęt... Nie wiem co robić...
W sumie mam czas na podjęcie właściwej decyzji do niedzieli. Do niedzieli wieczora.
Ale jak rozpoznać tę właściwą decyzję? Co będzie dla mnie lepsze?
Tyle pytań, a odpowiedzi brak...

czwartek, 15 marca 2012

Ufff

 Przynajmniej w jednej sprawie sytuacja chwilowo załagodzona...
Dobre i to... na początek ;-)
Mam nadzieję, że to początek...


niedziela, 11 marca 2012

No to się zbuntowałam... ;-)

Miałam  nie narzekać, ale nic z tego.
Muszę sobie pomarudzić. Może mi ulży.

Staram się i staram posklejać to moje potrzaskane życie. I co? I nic mi nie wychodzi. No dobra, jestem niesprawiedliwa, bo jakieś tam i to nieliczne drobiazgi jakoś się tam układają. Ale sprawy dużego kalibru... szkoda gadać... Nie dość, że nie mają ochoty się odpowiednio poskładać, to jeszcze ciągle coś dodatkowo pęka i strzela...

Nie mam niestety tej siły, co ten tulipan z poprzedniego mojego postu. A może on nie miał aż tyle siły, tylko znalazł szczelinkę, właściwą szczelinkę... Moje życie jest całe popękane i szczelin ma od groma, ale jakoś tej właściwej szczelinki znaleźć nie potrafię.

Mam już tego wszystkiego dosyć. Chcę zmian, zmian na lepsze i to nie za dziesięć czy piętnaście lat, ale już teraz, zaraz. Już stanowczo za długo czekam i czekam. Ileż można??? Chcę teraz! Chcę zaraz! Już!

środa, 7 marca 2012

Qrde, czy wszystko trzeba egzekwować???

Nie wiem czy tylko ja tak mam czy Wy także, ale jak coś działa i funkcjonuje normalnie i prawidłowo w naszym kraju, to zaczyna wywoływać u mnie zdziwienie. Nie dziwią mnie już anomalia, ale nieliczne prawidłowości.

Wczoraj prawie cały dzień przesiedziałam w domu. Późnym popołudniem wybrałam się do pobliskiego sklepu i po drodze, zajrzałam do skrzynki pocztowej. A tam, oprócz zwykłej korespondencji znalazłam także awizo na dwa listy polecone. Wyobrażacie sobie, jak baaardzo się ucieszyłam, że będę musiała zabrać swoje cztery litery i pofatygować się na pocztę i tam odstać w godzinnej kolejce... Tak przecież być nie może, tym bardziej że to nie pierwszy raz się zdarza. Ktoś przecież pobiera wynagrodzenie za wykonanie obowiązków do niego należących.

Zrobiłam zakupy, wróciłam do domu i złapałam za telefon. Sprawdziłam, czy przypadkiem w ostatnim czasie poczta nie zmieniła własnych przepisów i postanowiłam interweniować. Namierzenie poczty, z której "wychodzą" listonosze, jak się okazało nie było takie łatwe. Jednak udało się. Naczelnik zobowiązał się, że listonosz podejdzie na pocztę, w której zostawił moją korespondencję poleconą i przyniesie mi ją do domu. Zobaczymy. Już widzę "radość" listonosza, ale to nie ja przecież olałam własne obowiązki.

wtorek, 6 marca 2012

Wyrzuty sumienia.

No i jestem na zwolnieniu lekarskim. Wiem, że to była konieczność, bo już nie dawałam rady, a i tabletki niewiele pomagały. Krótko mówiąc, nie miałam już innego wyboru. Nie jestem zadowolona, bo znowu mocno zostanie uszczuplone moje wynagrodzenie, a i tak budżet domowy już mocno nadszarpnęłam wykupując lekarstwa. Niestety nie wystarczy ich na długo. Oczywiście lekarstw, chociaż pieniędzy też. Koniecznym będzie dokonanie kolejnego podobnego zakupu jeszcze w tym miesiącu...
Mimo tego, że doskonale wiem, że moje zwolnienie lekarskie jest koniecznością, to mimo tego mam wyrzuty sumienia. No mam je i nie mogę się ich pozbyć. Wiem, że mój stan zdrowia nie pozwala mi w obecnej chwili na pracę zawodową, ale... I znowu to przeklęte "ale" nie dające mi prawa do chorowania. Nie wiem, czy na takie moje myślenie wpłynęła istniejąca od lat w naszym kraju beznadziejna sytuacja na rynku pracy, czy wywołana nią wśród ludzi psychoza utraty pracy. Jak widać, chyba też mi się to udzieliło, bo odmawiam sobie przysługującego mi prawa do leczenia i dbania o własne zdrowie. Gdy do tego dochodzi zwolnienie lekarskie... dopadają mnie wyrzuty sumienia... Nie tak powinno być.

poniedziałek, 5 marca 2012

Wszystko dobre, co się dobrze kończy.

W środę jak zadzwoniłam do przychodni okazało się, że nie ma już miejsc do lekarki, która obecnie zastępuje moją wybraną lekarkę od lat. Do innego nieznanego lekarza nie chciałam iść, bo wiem czym się takie wizyty kończą. Ostatni dowód miałam w grudniu ub roku. W czwartek, przyznaję się, nie próbowałam dostać się do lekarza, bo i tak nie miałabym kiedy podejść. Za to w piątek straciłam dwie godziny wisząc na telefonie i... do lekarza się nie dostałam.
Zawzięłam się i... dzisiaj skoro świt wstałam i stanęłam w kolejce do rejestracji nie mając innego wyjścia. Miałam być trzecia w kolejce do pani doktor, a weszłam do niej jako... ósma czy dziesiąta. W pewnym momencie przestałam liczyć, a zaczęłam spoglądać na zegarek obserwując upływający z każdą minutą czas. Nawet nie chce mi się pisać ile czasu straciłam w przychodni. Ale moje trzecie podejście w końcu zakończyło się sukcesem i moją bytnością w gabinecie lekarskim. Wszystko dobre, co się dobrze kończy, ale czy do tego musimy dochodzić po wertepach służby zdrowia? To jednak już zupełnie inny temat.

niedziela, 4 marca 2012

Jak w krzywym zwierciadle.

Wczoraj nie mogłam bardzo długo zasnąć. A dzisiaj? A dzisiaj do odmiany już po godzinie szóstej Morfeusz mnie opuścił.  I jak człowiek ma funkcjonować normalnie z takimi niedoborami snu? No jak? Nie da się, bo i spojrzenie na rzeczywistość też się od razu zmienia i zaczyna ona wyglądać jak w krzywym zwierciadle. Wiem, że codzienność nie musi odbijać się w krzywym lustrze, aby być zdeformowana i pokrzywiona, ale jednak dobrze mieć jasne spojrzenie.

sobota, 3 marca 2012

Początek drogi.

Od jakiegoś czasu jestem znowu na początku drogi i nie wiem w jakim kierunku wykonać pierwszy krok. Tkwię w zawieszeniu. Nie wiem czym wypełnić przestrzeń, która nagle i niespodziewanie pojawiła się przede mną. Staram się wierzyć, że wszystko będzie dobrze i tym razem wybiorę właściwy kierunek, jednak rzeczywistość temu przeczy na każdym kroku...