poniedziałek, 28 listopada 2011

Lawina awarii.

Ubiegły rok należał do tych trudnych, nawet bardzo trudnych. Obfitował w choroby, pogotowia i dwie poważne operacje Miśka. Było ciężko,ale jakoś sobie poradziłam. Misiek też. Dałam radę.
Od dwóch lat urlopy spędzam w sądach i prokuraturach walcząc o alimenty. Jak dotychczas z marnym skutkiem, bo bez efektów. Ale o tym innym razem.
Obecny rok pod względem zdrowotnym bez porównania lepiej i to jest akcent optymistyczny, i chyba jedyny. Ale za to prawie wszystko się sypie i pada. Ja też powoli ;-(
Nie pamiętam w swoim życiu takiego okresu, w którym tak ogromna ilość rzeczy przestawała funkcjonować. Mam wrażenie, że prawie wszystko odmawia posłuszeństwa lub szwankuje. Wiem, że już niewiele zostało do końca roku, ale sprawnych rzeczy też już niewiele zostało ;-), a do końca roku mają jeszcze szansę... lepiej nie kończyć...
Strach się bać, co jeszcze może się zdarzyć...
Pozytywne myślenie nie pomaga, niestety.

1 komentarz:

  1. Po latach chudych przychodzą tłuste ... natura lubi równowagę :) więc bądź dobrej myśli i spokojnie staraj się krok po kroku ogarnąć swoje życie :) pozdrawiam :)
    menopauza.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń