niedziela, 30 października 2011

Chyba jestem "chomikiem".

Od dobrych kilku lat uczę się pozbywać ze swego otoczenia zbędnych rzeczy. Zbędnych, to pojecie względne, bo one nie są tak do końca zbędne, tylko często okresowo nieużywane. No i co z tego, jak i tak zajmują miejsce i ograniczają przestrzeń życiową. Ostatnio, podczas zmian mebli u Miśka przekonałam się jak doskonały ze mnie "chomik"... Obiecałam sobie, że już więcej tego nie powtórzę i... Misiek zabrał swoje rzeczy i poukładał w nowych meblach, a u mnie stoi kilka olbrzymich pakunków, które muszę przejrzeć i szczerze powiedziawszy, z którymi nie wiem co zrobić. Miejsca na nie nie ma, a i szkoda wyrzucić, bo a nuż się przydadzą, bo dobre...Niby sukcesywnie coś tam wyrzucam, czasami nawet jak mam natchnienie, to całkiem sympatycznie i szybko mi to idzie, ale... No właśnie zawsze pojawia się jakieś ale i dana rzecz jest cofana z drogi na śmietnik lub wydania z domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz