środa, 7 grudnia 2011

No i rozłożyło mnie na dobre...

Oczywiście w poniedziałek i we wtorek byłam w pracy. Musiałam. Przede wszystkim ze względu na mikołajkowe paczki. Nie chciałam aby dzieciaki były zawiedzione. Wszystko zaczęło się od piątkowego przeziębienia, w weekend do towarzystwa pojawiło się zapalenie zatok. W poniedziałek, jakby było mało, doszło zapalenie krtani. Zaczęłam zmieniać i tracić głos. We wtorek resztkami sił dowlekłam się do firmy aby sfinalizować paczkową akcję tracąc prawie całkowicie głos. Udało się. Ogarnęłam biurko i opuściłam firmę przed końcem dniówki. Dowlekłam się do lekarza i... wszystko musi przecież chodzić parami, a trójka była jakoś odosobniona, to mam do kompletu zapalenie oskrzeli. Mam też antybiotyk i L-4. I ledwo żyję.

1 komentarz:

  1. Teraz - w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku paczkowego - leż i dbaj o siebie. Dużo zdrówka, kochana :*

    OdpowiedzUsuń