Dowlokłam się wczoraj do lekarza, który potwierdził ciąg dalszy mojego stanu chorobowego. Przyznaję, że jest lepiej, bo nawet głos odzyskałam i nie muszę się z Miśkiem komunikować sygnałami komórkowymi ;-) Przyznaję, że ciekawie to wyglądało.
Przypuszczam, że w pracy nie skaczą z radości z faktu, że mnie nie ma... a ja mam oczywiście wyrzuty sumienia, że się pochorowałam. Chociaż dokładnie przyglądając się sprawie to decydenci z mojej firmy także mieli w tym nie mały udział.
Od niedzieli rozłożył się Misiek, także wczoraj popołudniu sunęłam z nim do drugiego lekarza. Oskrzela ma czyste, ale ma taki kaszel, że go dusi, a wszystko od krtani. No to se tak we dwójkę chorujemy, bo w duecie podobno raźniej ;-)
Nie mogę powiedzieć, że z domu robi się szpital, bo obserwując zachowanie kociaków, to cieszą się doskonałą kondycją zdrowotną. I to jest optymistyczne na dzisiaj ;-)
Pewnie, że raźniej :)
OdpowiedzUsuńKurujcie się jak najszybciej :))
Pozdrawiam
Ada
Na kaszel- inhalacje polecam, zajrzyj na bloga do archiwum tematycznego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was ciepło :)