środa, 1 maja 2013

Dlaczego jestem tu gdzie jestem?


Od bardzo dawna zadaję sobie pytanie "dlaczego?" Dlaczego ciągle w moim życiu miałam i mam pod górkę, a do tego jeszcze drogę usłaną ogromem przeszkód do pokonania. Sięgając wstecz jakoś nie mogę sobie przypomnieć w miarę prostej drogi. Nie, nie chodzi mi o użalanie się nad sobą lecz znalezienie przyczyn, które miały wpływ na moje życie i doprowadziły mnie do obecnej chwili czyli beznadziejnej sytuacji i uczucia przegranego życia... Po co mi to wiedzieć? Po to, aby móc mieć szansę  zmienić cokolwiek jeszcze w swoim życiu.
Wiem, że czynników jest wiele, bo życie to przecież proces złożony przypominający układanie puzzli. Cholera, w mojej układance ciągle brakowało elementów, a jak już były, to chyba nie z tego zestawu, bo nie pasowały. A może to ja ich nie umiałam dopasować...

Jedną z istotnych i chyba najważniejszą przyczyną było wykorzystywanie mnie. Przez całe lata nie zdawałam sobie nawet sprawy, że tak właśnie jest, bo wydawało mi się to normalne. Dopiero teraz dochodzi do mnie, że mnie i moich potrzeb czy pragnień nigdy nie było. Zawsze byli tylko inni ze swoimi wymaganiami i oczekiwaniami. Czym bardziej o tym myślę, tym bardziej nabieram przekonania, że moje życie było usługiwaniem innym. A "ja"? A mnie zwyczajnie nie było...

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie umiałam się przeciwstawić nikomu, zawsze ulegałam. To wszystko działo się podświadomie przy moim niemym przyzwoleniu, a raczej braku oporu z mojej strony. Jestem zła, zła na siebie, że na to wszystko "pozwalałam", ale wówczas nie byłam nawet świadoma, że tak się dzieje...

Dlatego też ponoszę ciągle konsekwencje takiego życia. Umiem zawalczyć o innych lecz o siebie niestety nie. Wszystkim wokoło pomagam, a sama nie umiem przyjmować pomocy innych, nie wspominając już o poproszeniu kogoś o pomoc we własnym imieniu. Tak we własnym imieniu, dla siebie, bo dla kogoś... to w tym jestem świetna! I co z tego jak ja teraz sama potrzebuję pomocy aby wydostać się na powierzchnię, a kompletnie nie wiem jak, bo nie umiem tego zrobić.

Jak się okazuje całe lata ciągnęłam wszelkie problemy i życie innych na swoich barkach, a ostatnio się dowiedziałam, że tak się po prostu  nie da na dłuższą metę. Jeden człowiek nie jest wstanie samotnie aż tyle udźwignąć. Jak sam tego nie zrozumie, to organizm mu o tym brutalnie przypomni. I tak też się stało w moim przypadku...

I fajnie, że o tym wszystkim wiem i o wielu innych sprawach też, o których nie raz jeszcze napiszę, ale kompletnie nie wiem co z tą wiedzą zrobić... Życia przecież tak szybko nie zmienię, jak inni mebli w mieszkaniu.


44 komentarze:

  1. Zrobiłaś pierwszy krok..wielki...następne będą tylko konsekwencją pierwszego;) Może na początek małe- choćby z pomocą- zastanów się komu ufasz i poproś o coś drobnego - nabierzesz wprawy -potem pójdzie z górki:))Dobrego dnia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawało mi się, że ufam własnemu bratu i zwróciłam się do niego o pomoc... cholera jak mi było ciężko to zrobić... I co? I co się okazało... że wybrałam niewłaściwą osobę...

      Usuń
    2. Czyli już wiesz,że do brata nie -szukaj dalej, na pewno czeka Cie niespodzianka.Wiesz, że my więcej zainteresowania i pomocy mamy od obcych, niż od brata Sołtysa?Chyba tak bardzo bali się, żebyśmy ich o pomoc nie prosili,że na święta wysłali smsa!!! Nie zapytali,jak sobie radzimy,ehh, boli mimo wszystko.

      Usuń
    3. Oj boli, wiem jak boli :((( Ale to prawda, że więcej zainteresowania i pomocy mamy od "obcych", ja bym jeszcze dodała tych mniej zamożnych, bo to oni najczęściej nas rozumieją, bo to ich niejednokrotnie życie okrutnie doświadczyło...

      Usuń
  2. Czytam tu od jakiegoś czasu i ciebie,i Miśkę i Klarkę:)Jakoś nie umię otworzyć się na blogosferę,nie być anonimem.Chcę ci tylko powiedzieć,że bardzo dobrze cię rozumię.Jestem dokładnie w takim punkcie jaki opisałaś w tym poście.Pocieszenie małe,wiem.Ale przytulam cię mocno.Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Basia od kubków??Jeśli tak - zrób pierwszy krok - załóż konto :) Zadanie na maj!

      Usuń
    2. Basiu, miło, że chociaż tak mogę Cię poznać. Witaj w moich skromnych progach :)
      A co do blogowania... codzienność jest znacznie łatwiej opisywać niż to co głęboko gdzieś w środku jest skrywane, a bardzo boli... Uczę się o tym pisać. Może nie najlepiej mi to wychodzi, ale przynosi ulgę. To tak jak terapia :) Mam nadzieję, że zbierzesz się w sobie i zagościsz wśród nas. Zapraszam i nie ukrywam, że chętnie bym Cię bliżej poznała, a że jesteśmy w tym samym punkcie jak piszesz, to może wspólnie byłoby nam raźniej. Co Ty na to? Całym sercem podpisuję się pod słowami Miśki... Maj to dobry miesiąc na coś zupełnie nowego :) Pozdrawiam

      Usuń
    3. No tak,zostałam zdemaskowana;)To ja,kubkowa Basia:)Przede mną cały maj na zebranie odwagi Miśko:)

      Usuń
    4. Ja będę czekała, tylko czy koniecznie caaały maj ;))) Buziaczki

      Usuń
  3. oj Zołzo ten post to jakbym ja pisała....przez prawie 40 lat właśnie tak zyłam, wszyscy mnie wykorzystywali a ja tego nie widziałam, zarówno w pracy jak i w domu....
    opamietanie przyszło kiedy miałam 61 lat - postawiłam swoje życie na jedną karte, albo wygram albo mnie nie będzie.....
    zapłaciłam za to swoja cene i nadal ja płacę, ale nareszcie mam swój dom, swoje miejsce na ziemi z bliska mi osobą,
    pierwszy krok jest najtrudniejszy ale ja zostałam przyparta do muru....i

    Wyobraź sobie, że stoisz nad przepaścią, ale tyłem do niej
    - za twoimi plecami kończy się świat... Nie masz wyboru - nie
    możesz się cofnąć, musisz iść do przodu. Idź więc przed siebie,
    nie oglądając się na to, co było. Pamiętaj, że ważny jest tylko ten dzień,
    który trwa.


    "Nikt nie może stracić z oczu tego,czego pragnie
    .Nawet kiedy przychodzą chwile,gdy zdaje się,że cały świat i inni są silniejsi.
    Sekret tkwi w tym,by się nie poddać.
    "(Paulo Coelho)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie teraz stoję w identycznym punkcie jak Ty, albo resztkami sił wygram, albo... wolę nie kończyć, bo jeszcze szczypta nadziei się we mnie tli, chociaż jestem przywalona gruzami życia...

      Usuń
  4. Zołzo, powiem Ci coś ze swojego doświadczania: szukasz za blisko. To co opisujesz to skutki tego, co Cię ukształtowało, co działo się wcześniej. Trzeba sięgnąć daleko, do dzieciństwa, do źródeł, a to nie łatwe i samemu praktycznie niewykonalne. Gorąco Cię zachęcam do szukania jakiejś grupy terapeutycznej, może DDA, może DDD... Cokolwiek, byle pod kierunkiem specjalisty.
    Ech, jak dobrze, że ja mam już to w dużej mierze za sobą... Naprawdę warto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to co napisałam sięga dzieciństwa, bo to ono ma na nas największy wpływ, to ono nas kształtuje i później w niewidzialny lecz bardzo namacalny sposób kieruje naszym postępowaniem i naszymi zachowaniami w życiu. Żałuję jednak, że tak późno to do mnie dotarło, chociaż lepiej niż wcale...

      Usuń
  5. Jeśli zawsze dawałaś i wspierałaś innych, Zołzo, to odnalezienie SIĘ po przeciwnej stronie z pewnością nie jest dla Ciebie łatwe, ale i odnalezienie CIĘ po owej stronie może być trudne dla tych innych. Mogą oni bowiem nie rozumieć, jak to możliwe, że taka zaradna Zołza sobie nie radzi. Wiem coś o tym.
    Musisz więc zadbać o siebie sama, to znaczy najzwyczajniej w świecie poprosić o pomoc. Oby tylko znalazł się ktoś, kto może i zechce Ci tej pomocy udzielić.
    Wiem, że łatwiej jest dawać niż brać, ale to tym bardziej - daj tę satysfakcję ludzkości.
    Jest czas dawania i czas brania. Idzie o to, by się nie załamać, nie zlecieć - by stanąć na nogi.
    Coś musi się stać, coś musi się zmienić, bo ludzi niemających już nawet na chleb jest coraz więcej...
    Trzymaj/my się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu i znowu bym lepiej tego nie ujęła.
      Jedną z osób, która nie rozumie, że nie daję rady i potrzebuję pomocy jest mój brat... Dla niego wszystko jest "proste i łatwe", a ja się tylko "czepiam"...

      Usuń
  6. Dobrze zaczynasz kombinować:))
    Ale to dopiero początek, pierwsza warstwa, a trzeba zapuścić się jeszcze głębiej. Wiem, że grunt pali Ci się pod nogami, ale nie żałuj ani czasu, ani serca na te rozkminki. Jak "porozcinasz właściwe kabelki", jak dotkniesz prawdziwych przyczyn, to cała ta trudna sytuacja zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
    Nie zawieszaj się na tym co boli, bo to jest tylko wskazówka, jeśli brat nie pomaga, to to też ma swoją ważną przyczynę.
    A najważniejsze jest to, że nic, ale to nic co się nam przydarza, nie dzieje się bez naszego osobistego przyzwolenia.
    Zadaniem jest odkryć, czemu się na taką sytuację zgodziliśmy?
    Co dzięki temu chcieliśmy osiągnąć?
    Co dzięki temu, możemy w sobie zmienić?
    Dlaczego chcieliśmy coś zmieniać?
    Nie bez powodu poświęcałaś się dla innych.
    Powodem może być jakieś stare poczucie winny, albo niskie poczucie własnej wartości, ty się nie liczysz bo...???
    Może nie zasługujesz...?
    Może coś komuś obiecałaś...?
    Może byłaś komuś coś winna...?
    A może myślałaś, że w ten sposób wzrośnie Twoja wartość, zasłużysz sobie tak na coś kiedyś tam...?
    Może tak właśnie działa Twoja wiara..., służba innym, poświęcenie , oddanie...itd...i składałaś na to śluby...???
    Ta sytuacja nie zmieni się dopóki nie znajdziesz prawdziwych przyczyn i się od nich nie uwolnisz.
    To z czym dziś przychodzi nam się zmierzyć, jest tylko zwykłą konsekwencją tego, w co kiedyś się wdepnęło świadomie, lub nieświadomie. Więc jeśli boli, to mamy to na własne życzenie, problem w tym, że jest ból, a życzenia już się zazwyczaj nie pamięta, więc nie rozumie się skąd ból i kto nam go zesłał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Rozkminiać" to wszystko zaczęłam już dosyć dawno, nawet bardzo dawno, ale powolutku, jak to piszesz warstw po warstwie. Jednak w przeciągu ostatniego roku sporo informacji zdobyłam na swój temat i chyba jak na tak krótki czas stanowczo ich za dużo. Niestety nadmiar też może zaszkodzić ;) A może już jakiś czas to wszystko "gdzieś tam" wiedziałam, ale nie umiało to do dotrzeć do mojej świadomości i dopiero cała zaistniała sytuacja pootwierała uchylone od jakiegoś czasu szufladki. Wiem jedno, że jest tego sporo i chcę to w jakiś miarę jasny sposób zrozumieć i poukładać. Poukładać już po swojemu we właściwe szufladki. Sporo pracy już za mną, ale jeszcze chyba więcej przede mną. Wiesz, że Mag...Ja, że mamy często odmienne nazewnictwo, ale jak widać chodzi o to samo :)
      Zadaję sobie wiele pytań, na część znajduję odpowiedzi i niejednokrotnie są one dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Przy innych pytaniach pojawia się zarys odpowiedzi, ale otoczony jest mgłą... Widocznie jeszcze za wcześnie, albo niewystarczająca jest ma wiedza...
      Fajnie, że wpadłaś :) Pozdrawiam

      Usuń
    2. :) Ta mgła i niejasności to strażnicy, trzeba ich pozwalniać, żeby móc zrobić kolejny krok, czy usłyszeć właściwą odpowiedź :))

      Powodzenia, trzymam kciuki :)

      Usuń
    3. Hm, póki co to ja zostałam zwolniona :( i mam nadzieję, że jednak wyjdzie mi to na dobre... szkoda, że takie myśli są u mnie tylko chwilowe. A co do strażników... jak dojdę do setna to sami uciekną... tylko kiedy...

      Usuń
    4. Według moich doświadczeń, strażnicy właśnie po to są, żebyś nie doszła do sedna ..., żeby Ci go przysłonić, żeby Cię od niego oddalić, że dać Ci coś, co odwiedzie Cię od szukania, taka jest ich rola.
      Więc kolejność jest odwrotna, a czas sobie leci...:)
      Sama na własne życzenie otoczyłaś się tymi strażnikami i sama możesz z nich zrezygnować, jeśli jesteś gotowa do dalszej drogi.
      Decyzja zależy tylko i wyłącznie od Ciebie, od twojej determinacji i od stopnia Twojej świadomości.
      :)

      Usuń
    5. Hm, jak nieświadomie ich sobie poustawiałam, to jak teraz świadomie się ich pozbyć??? Może jakaś mała podpowiedź, co??? Co innego podjąć decyzję, a co innego wiedzieć jak to zrobić, a ja nie wiem, niestety...

      Usuń
    6. Nieświadomie w takim sensie, że na tamte czasy to było dla Ciebie OK, ale mając obecną świadomość, już tak nie jest.
      Np. małolat zaczyna palić i jest cały hepi, sam dokonuje wyboru i sam poniesie konsekwencje tego wyboru, ale jego świadomość wtedy była dużo niższa niż powiedzmy za dwadzieścia lat, czyli teraz. Po dwudziestu latach być może powie, że był wtedy głupi i teraz z tego rezygnuje, bo już wie, że mu to szkodzi. Jeśli będzie o tym szczerze przekonany, to rzuci palenie w jeden dzień.
      Tak więc nie chodzi o to, że ktoś był nieprzytomny w momencie podejmowania pewnych decyzji, ale jego świadomość w porównaniu z obecną, może wydawać się brakiem świadomości.
      Dokładnie tak samo wygląda wchodzenie w religie.
      Ludzie ślubują, przysięgają, podpisują...., ale potem wycofują się z tych obietnic, bo zmienia się im świadomość, ale podpisy i przyrzeczenia, świadkowie czyli strażnicy duchowi i fizyczni są nadal aktywni.
      Nie raz pewnie prosiłaś różne anioły o opiekę, o prowadzenie i to działa, tylko że oni dbają też o to, żebyś się nie wzbogaciła, dla Twojego dobra, bo tak zakłada religia, w której ich znalazłaś.
      Teraz trzeba to wszystko odgrzebać i z tego zrezygnować.
      Do tego potrzeba determinacji i woli zmian, a szczególnie szczerości w stosunku do samej siebie.
      Dałam Ci kiedyś namiary na miejsce, gdzie można się nauczyć jak tego dokonywać. Jak będziesz gotowa, to z niego skorzystasz. A dopóki nie będziesz gotowa, to nie skorzystasz z niczego, choćbyś się o to potykała :)
      Szczera wola zmian, wystarczy w zupełności, żeby dostać do ręki to czego potrzeba.
      Można oszukiwać siebie, innych, ale Energii Miłości nie da się oszukać..., ona zadziała na pewno jeśli się na nią otworzysz.

      Serdeczności :)

      Usuń
  7. Ciekawa jestem z jakiego znaku zodiaku jesteś. Za dużo chyba rozmyślasz co zrobiłaś a co zrobili inni. Przeszłość to historia. Warto ją znać po to by mieć z niej jakąś pożyteczną nauczkę. a potem zrobić pod tym gruba kreskę i zacząć nowy życiowy start. .Użalanie się nad sobą to daremne. Nie wolno z siebie robić ofiarę. Ludzie tego nie będą ani rozumieć ami doceniać. Życie to brutalna rzeczywistość. To żreć albo być pożartym Nie daj się. Ruszaj do boju a zobaczysz jak ci się życie odmieni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bliźniakiem. A to ma jakieś konkretne znaczenie? Za rozmyślania, a raczej analizę siebie zabrałam się nie aż tak dawno , biorąc pod uwagę ilość przeżytych lat. Sama piszesz, że przeszłość to historia i dobrze mieć z niej pożyteczną nauczkę, jednak bez głębszego jej poznania nie będzie pożyteczna w dniu dzisiejszym lecz pozostanie tylko wspomnieniem i to nie koniecznie dobrym. I dopóki się tego nie zrobi i nie pozna przyczyn, to nie da się od niej odciąć jedną kreską, niestety, bo pozostanie jak śmieci wmiecione pod dywan. Nie widać, ale ciągle są i robią się jeszcze bardziej problematyczne, a i tak wcześniej czy później ujrzą światło dzienne.

      Usuń
  8. Trochę ma. ale do tego trzeba mieć więcej danych data urodzenia i najlepiej jeszcze godzina co do minuty. Czasem można z tego się dowiedzieć gdzie są nasze silne i nasze słabsze strony. Ja jestem wodnikiem ale z dużą przewagą koziorożca a uczuciowo raka. Kiedyś tym się trochę interesowałam,by znać moje słabsze strony ni i wiem że jestem wrażliwa jak raki a mocno stąpająca po ziemi jak koziorożce itd. Bliźniaki lubią pomagać innym . Moja babcia była bliźniakiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że babcię lubiłaś :) Astrologia nigdy mnie nie kręciła, co nie co o znakach zodiaku wiem, ale to raczej wiedza podstawowa i powierzchowna li tylko, ale przyznać muszę, że do mężczyzn ze znaku skorpiona jestem wręcz uprzedzona. Znałam ich czterech i to bliskie w sumie osoby, a każdy z nich dał mi solidnie w kość, a w efekcie mieli ogromny wpływ na moje życie, i nie to pozytywne, niestety. Uleczko, a jak "siedzisz" w tych tematach, to może jesteś w stanie zobaczyć coś dobrego w końcu w moim życiu, co ;)

      Usuń
  9. No pewnie. To znak ludzie w służbie dla innych ludzi. To dobre nauczycielki, pielęgniarki, matki, żony, i te pozytywne cech znaku należy w poszukiwaniu zawodu dla siebie wykorzystać a nie dawać się wykorzystywać innym ,bo to ten znak niestety ma, to ta negatywna strona. Moją babcię przez całe życie wykorzystano, a chyba nawet z tego sprawę sobie nie zdawała,bo lubiła służyć innym i innych wyręczać. a tamten świat tak kobiety sobie ustawiał niestety. Moja mama zresztą miała przez to szaloną wygodę, bo kiedy babcia owdowiała już była z nami do końca, a ja babcię bardzo kochałam, bo była ciepłą i serdeczna osobą. Miłego dnia życzę-;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie robię tego co kocham. Kiedyś nie umiałam się przeciwstawić matce... i to był mój błąd... ona prawdopodobnie chciała przeze mnie zrealizować swoje niespełnione marzenia...
      Uleczko, a pracy tam gdzieś u mnie nie widzisz...

      Usuń
    2. A w jakim miejscu mieszkasz

      Usuń
    3. Może podaj maila, to moje dane prześlę... mieszkam w Katowicach

      Usuń
  10. Ten znak nie najlepiej się ma ze skorpionami. Babcia i mój brat skorpion, to mój najlepszy sprawdzony w moim życiu przyklad

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ci czterej mężczyźni to... ojciec, brat, ex i teść... już wszystko wiesz, nic dodać, nic ująć ;(((

      Usuń
    2. A mama jaki znak zodiaku

      Usuń
    3. Mama to Ryby, ale rodzice już nie żyją... jednak pozostałe skorpiony mają się całkiem dobrze i dalej próbują mi utrudniać życie, ale już tak łatwo się nie daję, co bardzo im się nie podoba...

      Usuń
  11. e tam . Mam wypróbowany sposób na skorpiona. Schodzę mu z drogi kiedy chce mnie ukłuć bo to mściwe zwierzaki. Urazy nie zapomną ci do śmierci to także trzeba wiedzieć. Ale również potrafią być bardzo wspaniałomyślni jak zechcą Mam przyjaciółkę skorpiona. Raki najczęściej im się podobają Przyjaciółka miała męża raka To też był trudny kaliber z niego podobnie jak mój ś . mąż także rak, ale się kochali i jakoś tam żyli choć . Mój brat miał żonę raka i to było bardzo udane małżeństwo, ale z niej to byla sprytna osoba. Tez już nie żyje..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sugerowanie się astrologią, to nic innego jak kodowanie się w kolejne ograniczenia. To sprytnie obmyślana pułapka, bo zabawna i sympatyczna.
      Sugerowanie się astrologią, to zamykanie się na rozwój osobisty, na wolność i na rozwijanie swoich skrzydeł.
      To w zasadzie niewiele różni się od rasizmu, tylko ogranicza człowieka z innej strony, rodzi uprzedzenia i wypacza prawdziwy obraz siebie i drugiego człowieka.
      Wady i zalety przypisuje się znakom zodiaku, na tej samej zasadzie co szufladkowanie ludzi według koloru skóry, narodowości, czy pochodzenia. To sposób na zrzucanie z siebie odpowiedzialności na taki czy inny układ planet, a szukanie w nim przyczyn i skutków, odciąga od szukania w sobie. (strażnik:))
      No na różne sposoby można ludzi segregować i wpasowywać w jakieś układy planet, czy ziemskich granic...., ale to nie służy rozwojowi osobistemu i otwieraniu się na Miłość i wolność.
      Miłość to wolność bez żadnych ograniczeń i jest nieprzewidywalna, nieodgadniona, nie da się jej zaplanować, ani wyczytać w gwizdach. Więc jeśli chcemy przeżyć coś co z niej wynika, to nie ma sensu szukać tego w jakichkolwiek zapisach i układach, szkoda na to czasu.
      Możecie się teraz zastanawiać, jakim jestem znakiem zodiaku, albo nad tym, czy to co napisałam ma jakiś sens? :))

      Ten sposób myślenia rodzi uprzedzenia i szkodzi, bo jeśli jutro spotkasz kogoś, kto będzie z spod znaku np. skorpiona, to być może zawahasz się żeby mu zaufać, a być może ta osoba będzie tą, której potrzebujesz i której szukasz...

      Usuń
    2. Twój sposób patrzenia na astrologię wprowadził mnie w osłupienie. Nie wiedziałam że można się na to patrzeć aż z takiej strony.Rasizm, o matko jakie to straszne, hehe. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Jedno i drugie jest ograniczeniem i szufladkowaniem według różnych czynników.
      Nie ważne jest, czy dzieli się ludzi ze względu na na kolor skóry, czy datę urodzenia. Podział jest podziałem.
      Nie ma tu nic do rzeczy, czy jestem biała , czy żółta, czy jestem skorpionem, czy rakiem..., jestem przede wszystkim człowiekiem i w każdej chwili bez żadnych ograniczeń mogę przejawiać wszystkie cechy, które będę chciała przejawić. To zależy tylko ode mnie, a nie od tego, kiedy, gdzie i o której godzinie się uro0dziłam:)
      Czujesz różnicę ? :)

      Usuń
  12. Jakie to typowe!
    Zołza jest w trudnej sytuacji życiowej i potrzebuje POMOCY, ale dla wyznawców rozmaitych - nazwijmy to - szkół, w tym paranormalnych, jest potencjalnym nabytkiem.

    Sorki, Zołzo, ale nie wytrzymałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty jej tej pomocy lecisz i udzielasz mądralo jedna

      Usuń
  13. chylę przed Tobą czoła ponieważ jesteś bardzo silna jednostką .Niewiele osób potrafi głośno mówić o tym co uwiera a zwłaszcza o swoich ,,słabościach" .Jest różnica bycia na posyłki świadomie a co innego nie zdając sobie tak naprawdę sprawy .
    Czas na schowanie do szuflady tego co gniecie , zamknięcia jej i wyrzucenie klucza za siebie.
    Życzę tobie Silna Kobieto drogi bez ani jednej kłody i wiatru w plecy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klucz wyrzucę dopiero kiedy wszystko sobie przerobię i poukładam, bez tego zamykanie nawet najmniejszej szufladki nie ma najmniejszego sensu... bo nieprzerobione rzeczy zawsze tam będą jak śmieci zamiecione pod dywanem. Dzięki za ciepłe słowa. Pozdrawiam.

      Usuń
  14. Imienniczko kochana!
    Mylisz się! Wyrzuć ten klucz już, natychmiast. Wrzód, który boli traktuje się skalpelem i tyle. Jak będziesz go tylko wyciskać to nigdy się go nie pozbędziesz. Będzie się odnawiał i odnawiał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zołzuniu kochana, ja go nie wyciskam, ale właśnie skalpelem i klucz dopiero wyrzucę jak się z nim rozprawię :) Fajnie, że jesteś! Buziaczki

      Usuń