Budzę się rano i cieszę się, że żyję i kolejny dzień przede mną. Dzień, który ma szanse obfitować w dobre wydarzenia... Nadzieja, a jednak wyczuwam w organizmie każdą swoją komórkę, która jest napięta ze stresu, bo wraz z otwarciem oczu czeka na mnie rzeczywistość, której już nie ogarniam. Cudownie, że za oknem świeci słońce, ale żołądek jest zawiązany na supełek i z ogromnym trudem przyjmuje pożywienie albo i nie, i odbiera radość z pięknego dnia. Pijąc kawę, jak jest, doceniam jej wspaniały aromat i smak, ale myśli uciekają do spraw nie rozwiązanych i spędzających sen z oczu czym odbierają radość cieszenia się chwilą. Mimo wszystko zakasuję rękawy i robię to co mogę, to co jestem wstanie...
W tym tygodniu już nawet organizm miał dosyć...
dawno się aż tak źle nie czułam.
Rozprawa... kolejna w sierpniu. I co mi z tego, że sąd nałożył 1000,- zł. kary na pracodawcę ex-ia, jak dalej wszystko jest w zawieszeniu. Może ktoś zna prawnika, który zechciałby zadziałać charytatywnie i pomóc mi napisać skargę do Strasburga, bo to co się dzieje przechodzi ludzkie pojecie.
Co do decyzji z US, też nie mam pojęcia jak mogłabym do sprawy podejść. Nie znam się na przepisach podatkowo-spadkowych. Może jest jakaś możliwość odroczenia płatności w czasie, bo na dzień dzisiejszy i tak jest to nierealne, a dodatkowych problemów z US na prawdę mi nie potrzeba. Może, ktoś był w podobnej sytuacji albo zna się na przepisach, to proszę o pomoc. Może jest jakieś wyjście dla mnie przynajmniej z tej sytuacji.
Z pracą nic się nie zmieniło, chociaż byłam na kolejnych rozmowach... Przeglądając kolejne ogłoszenia robi mi się niedobrze... Nie mając innego wyboru jeżdżę tam gdzie jeździłam, ale nie wiem czy każdego kolejnego dnia firma będzie istniała, bo działa na granicy prawa, a czasami nawet poza prawem. Podobno w ten sposób działa większość firm... dla mnie niepojęte. Dostałam drugie 200,-zł, ale co to jest za zarobek? A odliczając bilet miesięczny, to... Jednak nie mając innego zajęcia zarobkowego jeżdżę, bo to lepsze niż siedzenie w domu. No i przynajmniej "coś" dostałam, no nie, ale czy w lipcu "coś" dostanę, nie wiem...
Młody zakończył rok szkolny z sukcesem, przynajmniej z przedmiotów zawodowych, bo z językami obcymi przeżyliśmy chwile zgrozy... Ma jedną z najwyższych frekwencji w szkole, z przedmiotów zawodowych jest najlepszy, z pozostałych oscyluje w granicach średniej klasy, ale języki... Jestem dumna z niego, szkoła też. Będąc w aż tak trudnej sytuacji domowej ( ja już mam dosyć, a co dopiero on), nie mając wszystkich podręczników, nie mając prawie nic z przedmiotów zawodowych... Miał starą, wręcz antyczną lutownicę po dziadku, która w październiku wysiadła na amen. Podobną, także antyczną pożyczyła mu nauczycielka...
Kiedy naszedł mail z propozycją pomocy dla Młodego, nie mógł uwierzyć w to co czytał. Błysk w jego oku, pomykający uśmiech na jego twarzy... widok bezcenny! Zastanawiał się co może sobie wybrać. Nie mógł się zdecydować, bo w sumie wszystko z wypisanych rzeczy mu potrzebne, a to i tak nie wszystko... Nim się zdecydował, przyszła paczka od człowieka o ogromnym sercu. Nie doczytaliśmy w mailu, bo wypisane rzeczy właśnie były w drodze do Młodego... Młody odebrał ją przede mną i kiedy wróciłam do domu wyciągał po jednej rzeczy i pokazywał z namaszczeniem. Znowu ten błysk w oku, pomykający uśmiech na twarzy... zachwyt i niedowierzanie. Niedowierzanie, że to jego. Niedowierzanie, że ktoś kto go zupełnie nie zna, robi coś tak wielkiego dla niego...
Dla takich chwil warto żyć! Doceniam i jestem bardzo wdzięczna, że ktoś chciał pomóc, zadał sobie trud zakupu, wyłożył własne pieniądze, wysłał... wkładając w każdą czynność dobroć i serce...
Dopisek 17:59
Właśnie się dowiedziałam, że odeszła kolejna osoba... odeszła na zawsze w wieku 60 lat. Osoba, którą bardzo dobrze znałam, chociaż ostatnio dawno nie widziana...
Życie jest bardzo kruche i ulotne...
Często sama boję się, że nie wytrzymam tego wszystkiego co się w moim życiu dzieje...