Podobno
"[...] nadzieja istnieje zawsze, do ostatniej chwili. Dlatego właśnie jest nadzieją. Nie możemy jej zobaczyć, ale ona jest dostatecznie blisko naszych twarzy, byśmy poczuli powiew poruszonego powietrza. Jest zawsze tuż obok i niekiedy udaje się nam ją schwytać i przytrzymać na tyle długo, by wygnała z nas piekło."
J.Carroll
Moja nadzieja gdzieś się zawieruszyła. A może odleciała i poszybowała ku słońcu? Przy mnie jej nie ma. Przynajmniej dzisiaj.
Nowy Rok rozpoczęłam starając się pozytywnie patrzeć w przyszłość, pomimo otaczającej mnie rzeczywistości. I jak nigdy, bo pierwszy raz w życiu spisałam "wytyczne" na rozpoczynający się właśnie rok. Przyznaję, że pisanie sprawiło mi to frajdę i nawet nie spodziewałam się jak łatwo przelałam myśli na papier. Tak jakbym nie ja je układała lecz ktoś mi je dyktował. Jednak spisane pragnienia są ewidentnie moje. Zrobiłam to trochę z ciekawości, a trochę na przekór...
Jednak rzeczywistość, pomimo moich starań ewidentnie odstrasza i przegania wszelkie promyki pojawiającej się nadziei. Qrde, ileż można. Ja swoje, a życie swoje. Tak jakby nie można było tego pogodzić! A rok dopiero co się rozpoczął i w żaden sposób... nie daje mi szansy na przegnanie piekła.
Podobno
"Nadzieja jest rośliną trudną do wyplenienia. Można nie wiem ile odrąbać gałęzi i zniszczyć, a zawsze będzie wypuszczać nowe pędy."
Isadora Duncan
Rok się dopiero rozpoczął i... zakładam, że Duncan ma rację...