Ostatnio wiele się dzieje i momentami zwyczajnie nie nadążam. Młody dzisiaj wraca z kilkudniowej wycieczki, a ja nawet nie odczułam, że go nie ma, bo ciągle jestem "w biegu". W biegu, dosłownie i w przenośni. Kilkanaście spraw na raz, a wszystkie ważne, pilne i terminowe. Nie wszystkie dało się niestety ogarnąć, bo czasami terminy wręcz nakładały się na siebie. Szkoda tylko, że trzeba było także zrezygnować z przyjemności, bo tak mało ich ostatnio jest w moim życiu. No cóż, może z kiedyś da się to nadrobić.
Za mną sukcesy, wywalczone z ciężkim trudem. Sprawy mające dobry początek, ale pozostające w zawieszeniu, bo już niezależne są ode mnie. No i porażki, ale to samo życie. Sporo mam do opisania, ale na dzień dzisiejszy chciałabym się podzielić nowością w moim życiu...
Rynek pracy chyba nie ma już przede mną żadnych tajemnic, bo wtopił się już na stałe do mojego życia codziennego. I jest jak oddech i pożywienie każdego dnia.
Któregoś dnia wpadło mi ogłoszenie, w którym jakiś facet poszukuje młodych osób piszących. Hm, młodych. Nie jestem młoda, ale chyba "jakoś" pisać umiem i lubię. I to nie tylko na blogu. Sami kiedyś namawialiście mnie, że powinnam spróbować swoich sił poza blogiem i urzędami. Hm, cóż mi szkodzi spróbować. No i spróbowałam. Trochę to wszystko trwało, nim doszło do spotkania z właścicielem tworzącej się właśnie regionalnej gazetki, a raczej miesięcznika. Właściciel, to zakręcony wizjoner, ale w dobrym tego słowa znaczeniu, bo ma zamiar zrealizować swoje marzenie. Może sobie na to pozwolić, bo ma inne stałe źródła dochodu. Rozmawiając z nim miałam wrażenie, jakbym wraz z nim tworzyła tę gazetę. Powróciły moje marzenia sprzed lat o dziennikarstwie i szansa na ich spełnienie. Nie mogliśmy zakończyć naszej rozmowy. Młody chłopak z pasją. Niewielu jest takich.
W ubiegłym tygodniu na spotkanie przypominające prawdziwe kolegium dziennikarskie miałam przygotować 2-3 teksty o dowolnej tematyce. I tu zaczęły się schody. Czułam się jak uczennica przed bardzo ważnym egzaminem. Myślałam, kombinowałam i nie mogłam się zupełnie zabrać za pisanie. Wtórny analfabetyzm. Żadne zachęcające argumenty do mnie nie trafiały, a czas uciekał. Przyparta przez czas do muru z sercem na ramieniu coś tam "naskrobałam" i z drżącym sercem, gdzie tam sercem, całym dygocącym ciałem poszłam na wyznaczone spotkanie. Wcale nie było tak źle, bo prawdopodobnie moje "pióro" jest najlepsze z tam piszących, ale nie przekonało mnie to. Właściciel prosił abym dwa teksty rozbudowała, bo czytał z zainteresowaniem, a teksty się skończyły... Chce więcej. Z pozostałych dwóch tekstów zalecił, że dobrze byłoby zrobić jeden. Dziewczyny z dziennikarstwa, po wielu warsztatach i doświadczeniach w pisaniu do innych gazet stwierdziły, że nie wiedzą kiedy i czy w ogóle osiągną taki kunszt... A ja? A ja i tak się czułam malutka, niedoświadczona i przekonana, że nie robię tego dobrze...
Mam do rozbudowania wspomniane dwa teksty i zostałam poproszona o napisanie jeszcze dwóch. I wiecie co? Nie umiem się za nie zabrać. Chcę, ale jest we mnie jakiś strach, że nie będą się podobać, że zawiodę... w takim wymyślaniu to jestem dobra. Może dlatego, że mi zależy, że mam szansę na spełnienie marzenia. Nie wiem jak się zmobilizować i osiągnąć wewnętrzny luz konieczny do pisania. Nie wiem, czy sprawa z gazetką wypali, ale mam ogromną ochotę spróbować i cholernie się boję... Znowu czas ucieka, a ja nie biorę się za pisanie! Potrzebna mi jakaś mobilizacja!!!