Od ponad tygodnia zbierałam się do napisania tego posta i dopiero dzisiejsze przeczytane słowa zmobilizowały mnie do tego, że tu jestem.
"Nigdy nie poddawaj się i nie załamuj. Zawsze jest nadzieja, światełko na końcu tunelu. Niezależnie od tego w jakiej sytuacji znajdujesz się obecnie w głębi duszy wiesz, że wszystko przetrwasz."
I znowu słowa o nadziei... Widać, że ciągle jeszcze gdzieś przy mnie jest...
Nie pokazywałam się tu z różnych względów.
Dobrych rzeczy było niewiele, a o złych nie chciałam pisać aby nie dodawać im jeszcze większej "siły", bo przecież sama byłam emocjonalnie w nie zaangażowana. A czasami były to... nazwijmy je względy "techniczne".
O parabanku wiecie, bo wcześniej pisałam, ale dużo więcej dowiedziałam się o nim, już po rozwiązaniu umowy, z reportażu telewizyjnego. Byłam zszokowana wszystkim czego się dowiedziałam i szczęśliwa, że w porę "uciekłam", prawie nic nie zarabiając.
Potem była organizacja pozarządowa, o niej także pisałam, a z którą wiązałam wielkie nadzieje. To były moje i to złudne nadzieje, bo dla fundacji istotny był tylko rozgłos i medialność, a nie człowiek, o którym tyle pisała i mówiła, co robi zresztą do tej pory wprowadzając wszystkich ludzi dobrej woli w błąd. Mam tylko nadzieję, że to przypadek odosobniony, bo nawet i ja zostałam oszukana.
Następny pracodawca też mnie oszukał, nie wypłacając mi wynagrodzenia za dwa miesiące. To sobie popracowałam charytatywnie na rzesz jego biznesu. Kuriozum. A dochodzenie swoich praw w naszym "państwie prawa" jest wręcz niemożliwe.
A pro po prawa, sprawa o ściągalność alimentów dalej cię toczy... przypomnę, że od 2010 roku.
Wracając do mojej "ścieżki zawodowej", to później byłam już "prawie" zatrudniona w dwóch firmach. W jednej (miało być to zastępstwo) pani się wystraszyła, że straci pracę i po operacji z ranami wróciła na swoje stanowisko. A w drugiej... przeszłam ogromną selekcje i już, już byłam prawie pracownikiem, ale pojawiła się jako ostatnia kobieta, która w innej firmie, na tym specyficznym stanowisku pracowała osiem lat. Nawet przy moich dużych umiejętnościach w takiej sytuacji pozostawałam bez szans.
W połowie maja podjęłam pracę w firmie, jak się okazuje trudno to nazwać firmą, gdy ma się wgląd "od środka". Nie wiem czy nawet to niewielkie wynagrodzenie dostanę w połowie czerwca... Szeeet!
Jednak odezwała się w minionym tygodniu jedna z firm, w której na kwalifikacjach przeszłam duży przesiew i mam szanse. Mam ogromne szanse. Firma stabilna, praca wyczerpująca, bardzo odpowiedzialna i pod presją, chociaż wynagrodzenie małe, ale stałe! Ostateczną decyzję podejmą w poniedziałek (byłam w piątek i sobotę na "testowaniu" mnie). Jeśli tak, a mam szanse, to będę musiała przez miesiąc jeździć na szkolenia w miejscu pracy na przyszłym stanowisku pracy, bo innej możliwości nie ma. Szkolenia oczywiście są bezpłatne.
Pojawia się światełko w tunelu, a jestem w tragicznej sytuacji. Nie wiem jak przeżyjemy z Młodym najbliższe tygodnie, bo pieniądze u mnie ostatnio są jak kamfora, jeszcze dobrze się nie pojawią, a już znikają. Jestem zmęczona i zestresowana tym wszystkim. Wezwania, odłączenia, pustki w szafkach i w lodówce... Bez wielu rzeczy można żyć, ale nie bez jedzenia. Dochodzenie na szkolenia też jest nie wykonalne. Młody nie może zaliczyć przedmiotów zawodowych w technikum, bo nie stać mnie na potrzebne części aby zmontował potrzebne układy elektroniczne. Zawodowo jest najlepszy, innych uczy, a sam... Szkoła i tak sporo pomogła, ale tylko tak jak mogła. Wielu rzeczy niezbędnych nie miał w tym roku szkolnym, a i tak świetnie sobie radził. To boli, bardzo boli. Ja jestem całą naszą sytuacją wykończona, a na nim też ona mocno się odbija. Młody też jest spięty, nerwowy, tak jak ja...
Jednak nie jestem taka silna jak myślałam... Już nie daję rady... Potrzebuję pomocy i proszę Was o tę pomoc. Jeżeli ktokolwiek zechce i może nam pomóc będziemy wdzięczni... Bardzo proszę o pomoc.
mój mail przypisany do bloga: saraa@amorki.pl
"Nigdy nie poddawaj się i nie załamuj. Zawsze jest nadzieja, światełko na końcu tunelu. Niezależnie od tego w jakiej sytuacji znajdujesz się obecnie w głębi duszy wiesz, że wszystko przetrwasz."
I znowu słowa o nadziei... Widać, że ciągle jeszcze gdzieś przy mnie jest...
Nie pokazywałam się tu z różnych względów.
Dobrych rzeczy było niewiele, a o złych nie chciałam pisać aby nie dodawać im jeszcze większej "siły", bo przecież sama byłam emocjonalnie w nie zaangażowana. A czasami były to... nazwijmy je względy "techniczne".
O parabanku wiecie, bo wcześniej pisałam, ale dużo więcej dowiedziałam się o nim, już po rozwiązaniu umowy, z reportażu telewizyjnego. Byłam zszokowana wszystkim czego się dowiedziałam i szczęśliwa, że w porę "uciekłam", prawie nic nie zarabiając.
Potem była organizacja pozarządowa, o niej także pisałam, a z którą wiązałam wielkie nadzieje. To były moje i to złudne nadzieje, bo dla fundacji istotny był tylko rozgłos i medialność, a nie człowiek, o którym tyle pisała i mówiła, co robi zresztą do tej pory wprowadzając wszystkich ludzi dobrej woli w błąd. Mam tylko nadzieję, że to przypadek odosobniony, bo nawet i ja zostałam oszukana.
Następny pracodawca też mnie oszukał, nie wypłacając mi wynagrodzenia za dwa miesiące. To sobie popracowałam charytatywnie na rzesz jego biznesu. Kuriozum. A dochodzenie swoich praw w naszym "państwie prawa" jest wręcz niemożliwe.
A pro po prawa, sprawa o ściągalność alimentów dalej cię toczy... przypomnę, że od 2010 roku.
Wracając do mojej "ścieżki zawodowej", to później byłam już "prawie" zatrudniona w dwóch firmach. W jednej (miało być to zastępstwo) pani się wystraszyła, że straci pracę i po operacji z ranami wróciła na swoje stanowisko. A w drugiej... przeszłam ogromną selekcje i już, już byłam prawie pracownikiem, ale pojawiła się jako ostatnia kobieta, która w innej firmie, na tym specyficznym stanowisku pracowała osiem lat. Nawet przy moich dużych umiejętnościach w takiej sytuacji pozostawałam bez szans.
W połowie maja podjęłam pracę w firmie, jak się okazuje trudno to nazwać firmą, gdy ma się wgląd "od środka". Nie wiem czy nawet to niewielkie wynagrodzenie dostanę w połowie czerwca... Szeeet!
Jednak odezwała się w minionym tygodniu jedna z firm, w której na kwalifikacjach przeszłam duży przesiew i mam szanse. Mam ogromne szanse. Firma stabilna, praca wyczerpująca, bardzo odpowiedzialna i pod presją, chociaż wynagrodzenie małe, ale stałe! Ostateczną decyzję podejmą w poniedziałek (byłam w piątek i sobotę na "testowaniu" mnie). Jeśli tak, a mam szanse, to będę musiała przez miesiąc jeździć na szkolenia w miejscu pracy na przyszłym stanowisku pracy, bo innej możliwości nie ma. Szkolenia oczywiście są bezpłatne.
Pojawia się światełko w tunelu, a jestem w tragicznej sytuacji. Nie wiem jak przeżyjemy z Młodym najbliższe tygodnie, bo pieniądze u mnie ostatnio są jak kamfora, jeszcze dobrze się nie pojawią, a już znikają. Jestem zmęczona i zestresowana tym wszystkim. Wezwania, odłączenia, pustki w szafkach i w lodówce... Bez wielu rzeczy można żyć, ale nie bez jedzenia. Dochodzenie na szkolenia też jest nie wykonalne. Młody nie może zaliczyć przedmiotów zawodowych w technikum, bo nie stać mnie na potrzebne części aby zmontował potrzebne układy elektroniczne. Zawodowo jest najlepszy, innych uczy, a sam... Szkoła i tak sporo pomogła, ale tylko tak jak mogła. Wielu rzeczy niezbędnych nie miał w tym roku szkolnym, a i tak świetnie sobie radził. To boli, bardzo boli. Ja jestem całą naszą sytuacją wykończona, a na nim też ona mocno się odbija. Młody też jest spięty, nerwowy, tak jak ja...
Jednak nie jestem taka silna jak myślałam... Już nie daję rady... Potrzebuję pomocy i proszę Was o tę pomoc. Jeżeli ktokolwiek zechce i może nam pomóc będziemy wdzięczni... Bardzo proszę o pomoc.
mój mail przypisany do bloga: saraa@amorki.pl
podaj konto
OdpowiedzUsuńNie wiem czy sam numer konta wystarczy, a wszystkich danych nie chciałabym tutaj podawać tylko na maila,
Usuń87 1050 1214 1000
0022 4924 5115
Za każdą pomoc będziemy wdzięczni.
Proszę podać kiedy i na jakich zasadach będę mogła dokonać zwrotu.
Pytałam w banku i wystarczy podać imię Maria,
Usuńmożna dopisać także Katowice.
Za każdą pomoc będziemy z Młodym wdzięczni...
Witaj! Dobrze piszesz. Gdyby nie trzeba było płacić za książkę to byłby dobry materiał na książkę. Pomogłabym, ale do września mam remonty. Może potem odezwę się. Trzymaj się !
OdpowiedzUsuńTo sugestia by książkę napisać ;) Ojjj byłoby o czym!
UsuńPieniędzy nie prześlę. Mam taką zasadę i nie przesyłam. Nikomu, poza jedną fundacją, która wspiera leczenie chorych na nowotwory.
OdpowiedzUsuńAle mogę przesłać paczkę.
Na moim blogu jest adres e-mail. Napisz co może Ci pomóc. Szczerze powiedziawszy myślę o trwałych artykułach spożywczych.
Pozdrawiam (http://leslie-warszawski.blog.pl/)
Dziękuję, napisałam maila.
UsuńGreat..thank you very much and keep in touch from INDONEISA.
OdpowiedzUsuńNiestety nie rozumiem :(
Usuń